5 maja 2011

Tożsamość (2011 - kino) Pokaz przedpremierowy


     Reaktywacja :). Spontaniczna, ponad półtoramiesięczna przerwa nie tylko od blogowania, ale i od kina chyli się właśnie ku końcowi. Czasami trzeba odsapnąć od swojego hobby, a remont i meblowanie 4 kątów sprzyja tego typu "urlopom". Mam nadzieję wrócić do w miarę regularnego pisania i nadrobić spore zaległości nie tylko z tego, ale jeszcze z zeszłego roku (a trochę się tego nazbierało). Na wszystko przyjdzie jednak czas, bo dzisiaj, żeby było ciekawiej, totalny exclusive, absolutnie przedpremierowo, bo o filmie, którego jeszcze nie ma w kinach. Zabrzmiało szumnie, szczególnie, że premiera owego filmu pt. Tożsamość w reżyserii Jaume Collet-Serr dopiero za hen, hen czyli za kilka godzin, tj. jutro 6 maja :). No ale co tam, mogę sobie pozwolić - w końcu ja już film widziałem, a Wy jeszcze nie :)



     Głównym bohaterem Tożsamości jest Dr Martin Harris (Liam Neeson), który będąc w Berlinie uczestniczy w wypadku komunikacyjnym. 4 dni śpiączki, przebudzenie i, klasycznie już, nic nie jest takie jak było przed wypadkiem. Żeby nie było, Martin mniej więcej pamięta kim jest, ale w rzeczywistości w której się obudził nikt go nie poznaje. Wielkie WTF! podkręca żona Martina, która informuje go, że nie może być jego żoną, bo od lat jest żoną innego faceta, który... również nazywa się Dr Martin Harris. Kto więc jest prawdziwym Martinem Harrisem?
     Tożsamość to przemyślany, bardzo dobrze zrealizowany thriller sensacyjny. Trzyma w napięciu gdzieś tak od 35 minuty do samego końca :) Wbrew pozorom wcale nie jestem złośliwy, bowiem z początku cała intryga wydaje się być lekko ślamazarna i do tego schematyczna. Motyw przebudzenia i szukania odpowiedzi na pytanie "kim jestem?" chyba nikomu nie jest obcy, więc siłą rzeczy trudno oprzeć się oczywistym oczywistościom. Ta go nie poznaje, ten pewnie go wyroluje, tamten na pewno udaje, i tak człowiek układa sobie naciągany finał misternej intrygi. Ale zdaje się, że twórcy doskonale zdawali sobie z tego sprawę i na początek wrzucili wszystko, co już gdzieś, kiedyś było, by potem bez problemu zaskakiwać widza zwrotami akcji, których nie sposób przewidzieć. Siedzę więc sobie w nieszczęsnym kinie, oglądam film bez jakiegoś szczególnego zachwytu i już mam patrzeć na zegarek, już podnoszę rękę, już zawijam rękaw, już mam włączyć podświetlenie w zegarku gdy właśnie mniej więcej w 35 minucie fabuła zaczyna się nieprzyzwoicie kiełbasić wywracając moje domysły do góry nogami, a akcja gwałtownie rusza z kopyta chwytając mnie za gardło i tarmosząc na wszystkie strony. Bez koloryzowania muszę powiedzieć, że zaskoczenie, może nie aż tak wgniatające w fotel, wyszło twórcom całkiem zgrabnie (i to kilka razy), a rozwiązanie całej zagadki, bez wdawania się w szczegóły okazało się więcej niż satysfakcjonujące (chociaż sam finał taki, jakiś… no nie wiem… za mało mocny? Zbyt hollywoodzki? Obawiam się, że z czasem dojrzeje do tego, aby stwierdzić, że zbyt oklepany. Ale póki co wrażenie nawet, nawet i tego się trzymajmy :) ).
     Do technicznej strony Tożsamości trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. Akcja ma miejsce w Berlinie, więc jest dosyć swojsko, muzyka nieźle podkręca dynamikę, efekty specjalne przyjemnie błyskają z ekranu, a montaż będący niemalże kalką tego z trylogii Bourneya (najlepiej widać to w całkiem widowiskowym pościgu) nie przyprawia o ból głowy. Drażnić może obecność cierpiętnika Liama Neesona, którego ogólnie toleruję, aczkolwiek nie ukrywam, że dla mnie to aktor grający na zasadzie kopiuj-wklej.



     Tożsamość to film w sam raz na jeden raz. Dynamiczne, trzymające w napięciu kino, które jakoś trzyma się kupy i nie ogłupia (przynajmniej nie bardziej niż inne filmy). Konkretna dawka rozrywki, którą mogę spokojnie polecić.

::::::::::::::::: 7+/10 :::::::::::::::::

3 komentarze:

  1. No wreszcie! Już się zaczynałem martwić, że całkowicie zaginąłeś w akcji, dobrze widzieć, że nie :)
    Cieszy mnie również to 7+ bo od jakiegoś czasu zastanawiałem się czy nie wybrać się na ten film (lista aktorów, którzy w nim wystąpili, a których bardzo lubię jest naprawdę długa), ale obawiałem się, że po ciekawym rozpoczęciu czeka mnie tylko kalka i mało satysfakcjonujący finał. Skoro po drodze jest kilka zwrotów akcji, a zakończenie nie rozczarowuje, to chyba się wybiorę wkrótce do kina na ten film.

    Pozdrawiam :)
    i czekam na nowe notki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam bardzo na ten film! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj spowrotem wśród żywych ;). W sumie nawet o tym filmie nie słyszałem wcześniej, ale widzę, że sięgnąć można. Chociaż nie wydaje mi się, żebym się wybrał do kina. Słuszna uwaga co do Neesona, jak najbardziej kopiuj-wklej, lepiej by się tego nie dało ująć. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń