12 kwietnia 2009

Max Payne (2008 - dvd)


     Od 2001 roku (premiera gry) zarówno prasa jak i gracze byli przekonani, że gra Max Payne jest idealnym i gotowym scenariuszem na film. Jednak moda na ekranizacje gier przyszła dopiero po kilku latach (za sprawą fatalnego Uwe Bolla) i do tej pory, pomimo sporej już ilości produkcji, tylko jedna ekranizacja zasługuje na uznanie – doskonały Silent Hill. Max Payne, na którego przyszło czekać niespełna 9 lat miał być przełomem, wyznacznikiem nowej jakości w ekranizacjach ulubionych gier graczy. Czy tak się stało? Cóż… Jeśli patrzeć przez pryzmat filmów Uwe Bolla to z całą pewnością tak. Należałoby się tylko zastanowić czy poziom filmów Bolla plasujący się w okolicach zera (w skali 10 stopniowej) jest odpowiednim odniesieniem…

     Podczas oglądania Max’a Payne’a starałem się być zwykłym widzem, który o grze słyszał ale nigdy w nią nie grał (przeszedłem obie części :P). Efekt? Rozdwojenie jaźni :P

     Zwykły widz: Fabularnie film jest prościutki niczym budowa cepa. Jest morderstwo, jest śledztwo i jest Payne spragniony zemsty. W tle przewija się FBI, gangsterzy a także najlepszy przyjaciel rodziny. Punkt kulminacyjny to oczywiście ujawnienie mordercy. Myślę, że pytanie „zgadnijcie, kto stoi za mordem?” jest retoryczne nawet dla tych co filmu nie widzieli…
     Gracz: A wydawało się, że gra Max Payne to gotowy scenariusz na film. Nic bardziej mylnego, historia mściciela została okrojona i zmieniona do granic możliwości i tylko skromny wątek narkotyku pt. Walkiria ratuje całą sytuację. Szkoda, bo przez takie właśnie upraszczające zabiegi kino kreuje gry komputerowe, jako bezsensowne odmóżdżacze dla niewyżytych dzieciaków.

     Zwykły widz: Na uwagę zasługuje natomiast klimat filmu. Ciężki, mroczny, zimny i doprawiony wyblakłymi kolorami. Poza tym całkiem ciekawy efekt narkotyku walkiria, który wprowadza dodatkowe pokłady mroku i niepewności. No i jeszcze akcja filmu, która rozkręca się powoli, monotonnie, „bez nadziei” tak, aby jeszcze dodatkowo „przymulić” efekt końcowy. Ogólnie wielki plus, bo ciężar, Maxa i jego świata naprawdę przytłacza i za to wielkie brawa. Scen akcji nie jest dużo, co wg mnie jest to konsekwencją ambitnej otoczki (klimat, scenografia) do kiepskiej fabuły. Po prostu rozpierducha nie współgrałaby z tak ciężkim i poważnym tłem. Natomiast te sceny, w których coś się dzieje są ładne, efektowne, cieszą oczy, ale nie powalają. Grunt, że nie psują całego klimatu.
     Gracz: W grze klimat był jeszcze cięższy bo Max miał wspomnienia, halucynacje a lokacje które zwiedzał były gorsze niż najgorsze slumsy. Mimo wszystko, pod względem klimatu film naprawdę daje radę. Jeśli chodzi o akcję – lipa. Max Payne wśród gier to jak Matrix wśród filmów. Przełom w dziedzinie efektów specjalnych, czyli efekt bullet time! Zwolnione tempo w najlepszych momentach było esencją całej gry. W filmie akcji jest naprawdę niewiele a efektu bulle time tyle, co kot napłakał. A jeśli już jest to nie wiadomo, dlaczego w najdurniejszych momentach. Masakra, duże rozczarowanie.

     Zwykły widz: Na uwagę zasługuje obsada, w której znalazło się kilka znanych twarzy. Przede wszystkim Mark Welberg w roli Maxa. Przyznać trzeba, że wybór jego osoby okazał się naprawdę dobrym pomysłem. Krótko mówiąc, jego oszczędna gra bólu i wściekłości zarazem w połączeniu z klimatem filmu daje efekt mocno pozytywny. Poza nim zobaczymy znanego z serialu „Skazany na śmierć” Amaury’ego Nolasco, podupadającą gwiazdę Chris’a O'Donnell’a a także wschodzącą gwiazdkę męskiego kina Olge Kurylenko, która jak zwykle świeci gołym ciałem (ale ona akurat może :P). Znalazło się również miejsce dla gwiazdy muzyki pop Nelly Furtado.
     Gracz: Trudno do kogokolwiek się przyczepić. Może tylko do roli Jim’a Bravur’y który w grze był spasionym, białoskórym gościem a w filmie gra go chudziutki, czarnoskóry Ludacris.. Ale da się to przeżyć, Ludacris wypada całkiem nieźle, więc ogólnie można rzec, że obsada jest trafiona.



     Zwykły widz: Max Payne nie zachwyca, ale ogląda się go przyjemnie i z chęcią obejrzę kolejną część, która, biorąc pod uwagę scenę po napisach końcowych, na pewno powstanie.
     Gracz: Max Payene nie zachwyca, ale ogląda się go znośnie. Boli straszna schematyczność i brak Maxa Payne’a w Maxie Payne. Szkoda, to mogła być naprawdę przełomowa ekranizacja a wyszło jak zwykle.

::::::::::::::::: MOJA OCENA: 6-/10 :::::::::::::::::
P.S. Wesołego jajka :)


+DODAJ KOMENTARZ - ZOBACZ KOMENTARZE+



Kliknij tutaj aby przesłuchać wszystkie dotychczasowe zagadki będące listą najciekawszych utworów filmowych.

4 komentarze:

  1. Max Payne'a oglądałem, w grę grałem i do gry mu bardzo daleko, ale sam film jest całkiem średniawy. o dziwo nie przeszkadzał mi Wahlberg w głównej roli , podobał mi się również klimat filmu, choć zgodzę się, że w grzej jest intensywniejszy. Świetny pomysł na tą recenzję miałeś z tym rozdwojeniem jaźni. :) kiedyś jakiś krytyk zrobił tak, że napisał debatę o jakimś filmie z samym sobą , bo też miał jakby dwie różne opinie :D
    PS Wesołych Świąt również życzę
    PSS Utwór- zagadka piękny, ale co to i z czego to nie kojarzę :(

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm. To naprawdę Uwe Boll zapoczątkował ekranizacje gier? tego nie wiedziałam. Przykra sprawa z Bollem, bo ja nienawidzę jego filmów. Jeżeli miałoby to ode mnie zależeć to zamknęłabym mu drzwi do kariery raz na zawsze. Cieszę się, że nie jestem w tym osamotniona. Także uważam, że Silent Hill był świetny :)

    Jestem jedną z osób, które nie grały w grę, ale obserwowałam jak gra w nią mój tata i czasami pomagałam mu rozwiązywać niektóre zagadki, tak jak to było w przypadku Hitmana. Ja nie potrafię grać w takie gry, a jedyną grą w jaką grałam z tego punktu widzenia jak w Max Payne czy Hitmanie jest Tomb Raider. Chociaż to i tak jeszcze inny gatunek giery chyba.

    Jedyną rzeczą, która podobała mi się w filmie jest oczywiście klimat o którym wspominasz. Uwielbiam takie filmy. Ale właśnie fakt tego, że nie było zbyt wiele akcji jest dla mnie ogromnym minusem, bo przez większość filmu się nie nudziłam. I gdyby nie ta 'otoczka' jak to ładnie nazwałeś, to pewnie szlag by mnie trafił na tym filmie i dałabym mu 1, a nie tyle ile dałam :D nie pamiętam już zresztą ile ;P
    Tak jak Tobie Wahlberg przypadł do gustu jako Max Payne tak dla mnie był on dość przeciętny. Co prawda widziałam go w gorszych rolach, ale rola Payne`a jakoś nie podbudowała mojej opinii o Marku.
    Nie dobijaj mnie nawet, że będzie kolejna część ;P nie widziałam chyba tej sceny, o której wspominasz, no ale mniejsza z tym. najgorsze jest to, że będę chciała obejrzeć kontynuację, bo jak zaczynam to kończę oglądanie ;P
    u mnie na blogu małe zmiany. W związku ze zbyt dużą ilością recenzji komedii na blogu będą pojawiały się po dwie notki w poniedziałek i dwie w czwartek. Pod każdą z nich jest możliwość dodania komentarza. Już teraz zapraszam do skomentowania "Witaj w domu Panie Jenkins" oraz "Legalnej blondynki".
    pozdrawiam ;***
    /filmy-wedlug-agniechy/

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba nawet miałam go w łapach, ale tak jakoś.. przeleciał mi przez palce ;) Może kiedyś go obejrzę, bo w sumie to lubię takie klimaty, ale na razie mnie nie ciągnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bliższa mi jest oczywiście wersja gracza (w końcu też obie części zaliczyłem ;) ). Jednak i tak został Max moim zdaniem za słabo potraktowany.
    Jedyne co zliczam na plus to ten klimat gęsty, bo IMO on był bardzo zbliżony do tego z gry.
    Co do Whalberga, to moim zdaniem wypadł żenująco, dawno tak słabo grającego aktora nie widziałem. Max w jego wykonaniu był bezmózgą maszyną do mszczenia się.
    Anyway, leżącego się nie kopie więc nie będę się nad 'Maxem Paynem' już pastwił ;) Dodam jeszcze tylko że największą przyjemność podczas seansu sprawiało mi szukanie 'znanych i lubianych', bo oprócz Nelly i Sucre było jeszcze kilka osób serialowych m.in. z Heroesów ;)

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń