20 stycznia 2011

Turysta (2010 - kino)


     Angelina Jolie i Johny Depp - że też nikt wcześniej nie wpadł na to, aby połączyć ich na ekranie. Nie wiem co lepsze - to, że w końcu mogę jednocześnie oglądać film i głośno, bezczelnie, seksistowsko zachwycać się Angeliną bez narażania się na uszczerbek na zdrowiu, czy to, że w końcu nie muszę udawać, że jakiś tam Depp czy inny goguś w ogóle mnie obchodzi :P W końcu każdy ma coś dla siebie.
     Turysta zapowiadał się całkiem nieźle. Trendy obsada, całkiem dobre trailery (młodzieżowe - głównie za sprawą muzyki od MUSE) rokowały lekką, przyjemną mieszankę sensacji i trzymającego w napięciu thrillera. Zresztą Hollywood, co by nie powiedzieć, z reguły wykręca przyzwoite kalki bardzo dobrego kina europejskiego, więc dlaczego w tym przypadku miałoby być inaczej. Tak, Turysta to kolejna (niestety) hollywoodzka kopia francuskiego dramatu (Anthony Zimmer w reżyserii Jérôme Salle - film z 2005 roku) którego oczywiście nie miałem przyjemności obejrzeć. Ale spokojnie mogę się założyć, że jest lepszy od hollywoodzkiej wersji. Why? Nie chce mi się wierzyć, że francuzi, ze swoim drygiem do dramatów i sensacji, nakręcili miłosną bajkę, której niewiele brakuje do infantylnego Zmierzchu. Reżyser Turysty, Florian Henckel von Donnersmarck, chyba sam nie wiedział w jakim gatunku chce nakręcić swoją wersję.



     Najgorzej wypada tu cały romans, czyli jeden z najistotniejszych elementów całej intrygi. Zero (ZERO!) chemii. Obsada, że hej, a cały flirt sprowadza się do patrzenia sobie w maślane oczy i komunikowania się półsłówkami lub głupawymi odzywkami. Ona, diva, w każdym momencie nieskazitelnie piękna i seksowna, zwłaszcza w scenach akcji. Notorycznie bryluje ostrym, wyzywającym makijażem, nabrzmiałymi ustami upaćkanymi oczojebną szminką, i tym swoim piekielnie rozbrajającym wzrokiem oraz uśmiechem. Słowem, Angelina Jolie w roli, w jakiej każdy facet chce ją oglądać (co z tego że sztywna, zimna i że powoli zaczyna przypominać Gnijącą Pannę Młodą :P ma to coś!). On natomiast myszka - ładny, skromny, grzeczny, z błyskiem w oku, skrywający swoje tajemnicze oblicze w rozpuszczonych włosach. Pierdoła jakich mało (oczywiście w tym pozytywnym sensie), więc bywa zabawny i szarmancko rozbrajający. Słowem, Johny Depp jakiego kobiety chciałyby mieć na własność. Aktorzy grają swoje przesadnie wyidealizowane wizerunki, ale romansu z tego nie ma żadnego. Wszystkie momenty, w których powinna być chemia (szczególnie pierwsza noc w hotelu) wydają się być nienaturalne i wymuszone. Najgorsze jest jednak to, że po kilkunastu minutach seansu człowiek ma wrażenie, że film zamienia się w wybieg dla przesadnie odpicowanych gwiazd Hollywoodu. Coś tu jest ostro nie halo.
     Boli mnie też to, że przy takim romansie marnuje się muzyka jednego z moich ulubionych kompozytorów, Jamesa Newtona Howarda. Ładne utwory skomponował - melodyjne, romantyczne, zupełnie jak do filmów sprzed kilkudziesięciu lat. Kiedyś jak na ekranie dochodziło do pocałunku (jakie ładne słowo) to w tle rozbrzmiewała charakterystyczna, podniosła muzyka. W Turyście jest podobnie z ta różnicą, że bajkowe kompozycje rozbrzmiewają prawie cały czas (co na dłuższą metę drażni bo bohaterowie ciągle się lampią - albo na siebie, albo na widok za oknem), a te takie podniosłe wstawki pojawiają się przy byle okazji - a to on na nią spojrzy, a to ona zamknie za sobą drzwi.. Masakra.
     Ogólnie nie mam nic przeciwko filmom do pooglądania, ale w Turyście nie ma niczego co mogłoby chociażby zaciekawić (o “chwyceniu za serce” nawet nie wspominam). Po zwiastunach spodziewałem się, że będzie to dynamiczne kino, które momentami zaserwuje trochę emocji, a to ani thriller, ani sensacja, komedia i romans też nie za bardzo... Takie nie wiadomo co. Przewidywalna, schematyczna do bólu fabuła (znowu ruskie jako Ci źli), oraz momentami okrutnie ślamazarne tempo. Prawdziwa męka to pierwsze 30min podczas których kilka razy pytałem sam siebie “kiedy zacznie się coś dziać?”. A czyż nie powinno być tak, że najpierw przysłowiowe trzęsienie ziemi, a potem już tylko zawał serca? W tym przypadku można co najwyżej rozboleć szczęka od regularnego ziewania, bowiem poza zwiedzaniem malowniczej Wenecji, właściwie nic się nie dzieje. A przepraszam - jest jeden moment, w którym człowiek budzi się z marazmu. MUSE na napisach końcowych J



     Rodzinny wypad na z pozoru nieszkodliwy film okazał się… bardzo udany. Łatwiej bowiem wspólnie (i do tego wyjątkowo zgodnie!) narzekać i marudzić, aniżeli powtarzać na okrągło “dobry film, podobało mi się” :P. Zatem Turysta dostarczył niewiele rozrywki, ale za to sporo jałowej dyskusji na resztę wieczoru, którą moja mamuśka skwitowała następująco: Angelina Jolie fajna. Szkoda tylko, że film do dupy :)

::::::::::::::::: 4/10 :::::::::::::::::

5 komentarzy:

  1. Zgadzam się z każdym napisanym zdaniem. Jestem świeżo po obejrzeniu. Choć podsumowując film... podobał mi się :) Ale to chyba przez aktorów, a nie sam film :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Kilka lat temu widziałem "Anthony Zimmer". Nie podobał mi się, dlatego "Turystą" nie byłem w ogóle zainteresowany. Naprawdę nie rozumiem bo po Amerykanie nakręcili ten film. Jeszcze gdyby materiał wyjściowy był świetnej jakości, to może miałoby to jakiś sens. A tak?

    OdpowiedzUsuń
  3. Anthony Zimmer obejrzę sobie przy okazji (chyba nawet na początku lutego będzie w tvn). Nawet jeżeli jest tak kiepski to i tak dla Sophie Marceau warto się poświęcić (tak jak dla Jolie i Deppa w przypadku Turysty)

    OdpowiedzUsuń
  4. co???????????? aż tak kiepsko?????? kurde... i komu tu wierzyć. jednym się podoba innym nie. trzeba samemu sprawdzić.

    tymczasem zapraszam do mnie na pierwszą w mojej karierze recenzję serialu - "The Walking Dead".

    buziak ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wstawiłabym aż tak niskiej oceny temu filmowi. Mi się go oglądało dość dobrze, może to za sprawą, że przyjemnie było w kinie :) Podzielam słowa o grze pani Angeliny - sztywno i słabo. Stąd w ogóle nie rozumiem nominacji do Złotych Globów!!!
    Jestem ogromną fanką Deppa i prawie wszystkie jego filmy mi leżą, prawie. 'Turysta' to luźna akcja, w której usłyszeć można było nawet Katie Melua! :)
    Zapraszam na recenzję "Czarnego łabędzia" :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń