99% recenzji Pogrzebanego zaczyna się tak samo i… ja nie będę wyjątkiem :) Bo prawda jest taka, że niespecjalnie byłem zainteresowany tym filmem. Raz przez przypadek obejrzałem niezły zwiastun, ale jakoś trudno było mi uwierzyć w to, że przez 1,5 godziny dane mi będzie obserwować człowieka z telefonem komórkowym w zakopanej gdzieś trumnie. W takich produkcjach, dodajmy współczesnych, normalne są retrospekcje, marzenia, sny, halucynacje i inne mniej lub bardziej dziwne zabiegi pozwalające wyjść kamerze “na zewnątrz” (np. Moon). Z reguły grozi to zmarnowanym pomysłem (miało być oryginalnie, wyszło normalnie), a w najgorszym wypadku sentymentalno-refleksyjnym bełkotem. Tak też prognozowałem w odniesieniu do Pogrzebanego, co automatycznie przestawiło jego notowania z “muszę obejrzeć” na “kiedyś przy okazji obejrzę”. Jednak gdy dowiedziałem się, że Pogrzebany to naprawdę historia jednego bohatera zamkniętego w trumnie zakopanej nie wiadomo gdzie, pomyślałem, że grzechem byłoby nie zobaczyć tego filmowego eksperymentu.
Rzeczywiście, akcja filmu koncentruje się na człowieku zamkniętym w zakopanej trumnie, który mając do dyspozycji telefon komórkowy, próbuje zadzwonić “do kogo trzeba” i uzyskać pomoc. Zatem sprawa wydaje się dość prosta - pracodawca, policja, czy w końcu rodzina, ktoś przecież musi zareagować. Jednak reżyser Rodrigo Cortés nie ma litości, i cały czas rzuca swojemu bohaterowi kłody pod nogi w postaci teleinformatycznej codzienności. Ciągłe oczekiwanie na połączenie i wsłuchiwanie się w przeróżne kojące nerwy melodyjki, spychologia i biurokracja, sztuczny proceduralny profesjonalizm zamiast zwykłej chęci pomocy, czy w końcu takie bzdety jak gubienie zasięgu w najmniej odpowiednim momencie. Cortés wypluwa z siebie wszystko co wiążę się z efektem “błękitnej linii”, i chociaż momentami balansuje na granicy przesady, to trzeba powiedzieć jedno: fucking truth. Oczywiście Pogrzebany nie jest analizą bezmyślnej obsługi klienta, ale dzięki prostym nawiązaniom do codzienności nie ma problemu, aby zżyć się bohaterem i kibicować mu w uratowaniu własnej skóry. Poza tym w szerszym kontekście pytania nasuwają się same: co może jeden człowiek? Kogo obchodzi ta jedna, szara, nie rzucająca się w oczy jednostka społeczeństwa? Jaką wartość tak naprawdę ma ludzkie życie dla innego człowieka? Cortés nie tylko pyta, ale bez wahania odpowiada i niestety trudno się z nim nie zgodzić.
Film trzyma w napięciu, aczkolwiek przez pierwszą połowę nie za bardzo w to wszystko wierzyłem. Chodzi o to, że nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ta trumna, pozostawienie telefonu, cała ta sytuacja to jakaś jedna wielka ściema. Cały czas przez głowę przewijały mi się różne głupie pomysły typu: pewnie to jakiś test wojskowy, albo znęcanie się jakiegoś psychopaty, który inspirował się serią filmów Piła :). Nie wiem czy to ja jestem już tak zepsuty hollywoodzkim shitem, czy jednak Pogrzebany ma pewnie niedociągnięcia (za film zabrałem się nie znając żadnych szczegółów fabuły), niemniej ostatecznie wszystko rekompensuje świetny, trzymający w napięciu i jednak zaskakujący finał.
Kamera rzeczywiście nawet na moment, momencik nie opuszcza ciasnego pomieszczenia, chociaż spodziewałem się, że film będzie bardziej klaustrofobiczny - jakoś nie odczułem ciasnoty drewnianego pudła (no, może pod koniec, ale to i tak nie to samo wrażenie, które miałem podczas oglądania horroru “Zejście“). Również ograniczona do minimum muzyka, jakkolwiek dynamiczna i wpadająca w ucho, była zupełnie zbędna (choć w sumie nie przeszkadzała). Wg mnie śmiertelna cisza budzi większą grozę.
Cortes napisał scenariusz, wyreżyserował, nakręcił (ponoć zdjęcia trwały aż 17 dni), a wszystko zamknął w budżecie ok. 3mln zielonych. Można? Można. Film pomysłowy, na czasie, trzymający w napięciu - really good job. Można mu, co prawda, sporo zarzucić, ale wydaje mi się, że na pewne rzeczy wypada (a czasami trzeba, szczególnie przy takich rzadkich oryginałach) po prostu przymrużyć oko. Dobry film.
::::::::::::::::: 7/10 :::::::::::::::::
tak... mam zamiar obejrzeć ten film. zawsze mi się podobają takie historie sam na sam lub coś w ten deseń jak w filmie "Frozen".
OdpowiedzUsuńbuźka :*
Myślę, że w tym filmie liczył się szczególnie pomysł i to, że pomimo mało zróżnicowanej scenografii film momentami trzyma w napięciu i jest dobrą rozrywką. U mnie ocena taka sama.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)