Większość widzów wyczekiwała premiery Kick Ass, ja nie. Do kina poszedłem głównie ze względu na gro zachwytów zwykłych wyjadaczy kinowych jak i „fachowej” krytyki filmowej. Spoilery w co drugiej recenzji robią swoje (uwaga, w mojej jest ich groma) więc można spokojnie rzec, że byłem przygotowany na to co oferuje film. Nie byłem. „Kick Ass” dał mi po dupie, ale jakoś nie czuje się z tym za dobrze :)
Z czystego lenistwa treść filmu w zwiastunie poniżej… :)
Niewątpliwie Kick Ass łamie masę schematów, przekracza pewne granice i potrafi zaszokować. Np. w takiej typowej sytuacji, w której „normalny superhero” spuściłby manto typom spod ciemnej gwiazdy, superhero z filmu Kick Ass dostaje taki łomot, że człowiek nerwowo trzyma się fotela jak w spadającym Tupolewie. Niby banał, niby można było się tego spodziewać, ale mimo wszystko odniosłem wrażenie, że ktoś tu świadomie szokuje dla samego szokowania i niczego więcej. Momentów, w których film z kolorowym klimatem ala Hannah Montana przechodzi nagle do krwistej i wulgarnej Kill Billowskiej jatki jest aż nadto, tylko… co z tego? Wystarczy 10, góra 15 minut, aby się „zaaklimatyzować”, i okazuje się, że na dłuższą metę brutalne zabiegi twórców nie robią większego wrażenia. Sytuacje ratują ciekawe postacie, ostre dialogi, ale z drugiej strony zatarcie granicy pomiędzy dwoma wątkami (porachunki Big Daddy'ego i Hit Girl oraz tytułowy Kick Ass) nie pozwala całkowicie popłynąć z historią, bo nie wiadomo, kto tu gra główne skrzypce. Widać, że twórcy wykazują się doskonałą znajomością schematów kina komiksowego, a co za tym idzie znają najbardziej oczywiste przyzwyczajenia popkulturowych widzów. A jednak zamiast zrobić widza w balona, autentycznie go zaskoczyć, a jednocześnie zafascynować czymś nowym, w dużej mierze stawiają na tanie (i szokujące) efekciarstwo, które nijak do mnie nie trafia. Tarantino, zabawiając się schematami doskonale wie, kiedy i z jaką siłą wbić widzowi szpile w tyłek, aby ten spadł z fotela, a następnie szybciutko na niego wrócił coby niczego nie przegapić. Ba, człowiek „siedzi jak na szpilkach” przez cały seans, natomiast w Kick Ass im dalej w las, tym mniej zabawnie, a film z każdą minutą dość mocno traci na dynamice. Do tego średnie zakończenie pozostawia spory niedosyt.
Inną kwestią jest Hit Girl – na pewno najlepsza, najbarwniejsza i najciekawsza postać z całego filmu, ale… No tak na zdrowy rozum, ja wiem, że ten film jest taki jaki jest (komiksy i te sprawy), ale… 11 letnia, niewinna dziewczynka, fuckuje i napiernicza się jak Uma Thurman na sterydach, z uśmiechem na twarzy odcina kończyny, dziurawi ciała, a soczyście tryskająca krew bawi ją jak oglądanie High School Musicial przez dziewczynki w jej wieku… Tak wiem, to wszystko jest przerysowane, ale np. najmocniejszy moment, czyli końcówka, w której bad guy z dziką rozkoszą katuję ją prawie do nieprzytomności już taki przerysowany nie jest. Czy tylko ja siedziałem zmieszany? Super muzyka, elegancki montaż, pełna profeska ze strony młodej aktorki, ale to dalej jest dzieciak, ludzie… Hit Girl ma kilka świetnych wejść, ale ogólnie sporo momentów było dla mnie.. nie wiem, po prostu czasami odczuwałem dyskomfort patrząc na jej taniec śmierci i na to jak konkretnie dostaje po głowie… Jeżeli o to chodziło twórcom, abym siedział z niesmakiem i psychą wystawioną na próbę, to im się to udało. Jednak nie bawiłem się przy tym dobrze, bo nie takiej rozrywki się spodziewałem.
Humoru w filmie jest sporo, ale prawdę powiedziawszy spodziewałem się trochę więcej. Nie mniej, zwolennicy ciętych ripost i dosadnych odzywek powinni być zadowoleni. Obsada naprawdę daje radę, szczególnie młodziutka Chloe Moretz w roli Hit Girl. Wszyscy zwracają uwagę na udany występ Nicolasa Cage’a, mnie jednak jakoś nie zachwycił. Największym atutem (i to zgadzam się z większością zachwytów) jest rewelacyjna muzyka i montaż. Pomimo ubogiej warstwy fajerkowej film zachwyca wizualnie, a muzyka po prostu powala. Mnie najbardziej do gustu przypadły nowe aranżacje utworów Johna Murphy’ego (m.in. z 28 tygodni później i W stronę słońca), ale i reszta podkładu (Ennio Morricone, Prodigy) też idealnie pasuje do obrazu (polecam 38-utworowy soundtrack - wypas!). Trzeba przyznać, że wiele scen nie byłoby tak dobrych gdyby nie teledyskowa forma. I to właśnie owa forma dość mocno podnosi ogólną ocenę – jest na co popatrzeć, a tym bardziej czego posłuchać.
Kick Ass to 'z krwi i kości' dziecko XXI wieku. Obrazuje i jednocześnie wyśmiewa współczesność (zrób coś głupiego, a wielomilionowe odwiedziny na Youtube, MySpace zrobią swoje), ale przede wszystkim atakuje tym co charakteryzuje obecną popkulturę - wulgarnością i brutalnością. W obliczu ostrej, dosadnej formy dojrzewanie głównego bohatera do odpowiedzialności, zdanie sobie sprawy z tego co w życiu jest najważniejsze zwyczajnie blednie. Rozumiem, że film może się podobać jednak dla mnie pozostaje ciekawym eksperymentem, który nie do końca mnie do siebie przekonał. Może z sequelem będzie lepiej.
::::::::::::::::: 6/10 :::::::::::::::::
Dla mnie brutalność filmu nie jest wielką wadą, a raczej częścią świadomej strategii reżysera. Film przez to jest, przy zachowaniu odpowiednich proporcji, traktatem o ekranowej i realnej przemocy niczym u Cronenberga w "History of violence" (dlatego "tanie efekciarstwo" to imo na pewno nie jest, tak można by określić "Piłę" albo "Kill Billa"- z których nic nie wynika) . No a oprócz tego, przebiegłą (jak widać) rozrywką , jak dla mnie, pełną gębą ;)
OdpowiedzUsuńpozdr. :)
Mnie, w przeciwieństwie do Ciebie, nie zbulwersowały sceny dotyczące Hit Girl, która mocno akcentuje swoją obecność w każdej scenie ze swoim udziałem, ponieważ dla mnie kino - a szczególnie kino tego typu - powinno szokować i łamać pewne konwenanse - a poza tym - ja jestem bardzo liberalną osobę, a więc zawsze podchodzę do takich scen z uśmiechem i nigdy nie biorę ich na poważnie. Co do "efekciarstwa" w filmie, też bym polemizowała. Z samego założenia miał to być film mocno osadzony w popkulturze, chyba, że założymy, że cała popkultura jest jednym wielkim efekciarstwem, to wtedy mogłabym się przychylić ku temu stwierdzeniu. Z resztą się zgadzam - muzyka rzeczywiście daje kopa, montaż to prawdziwa rewelacja i widzę, że również przeszkadzała Ci w pewnym momencie dominacja wątku Hit Girl nad Kick Assem - nic dodać, nic ująć :)
OdpowiedzUsuńa ja wciąż czekam aż znajdę czas na obejrzenie tego filmu...
OdpowiedzUsuńDla mnie przesycony dosadnością i brutalnością... co za dużo to nie zdrowo:)
OdpowiedzUsuńCo to za jakiś moher pisał recenzje?
OdpowiedzUsuń