7 października 2012

Niezniszczalni 2 (2012)


       Pomysł na geriatryczne kino akcji wypalił. Co prawda publika nie wyszła na ulicę z transparentami "CHCEMY WIĘCEJ", ale wyniki finansowe pierwszej części Niezniszczalnych swoje zrobiły. Osobiście nie byłem zachwycony pierwszą częścią (czytaj tutaj), ale z drugiej strony nie była na tyle zła, abym miał podarować sobie kontynuacje. Skoro już jest, to przecież trzeba zobaczyć. W końcu killowania złych w imię dobra pod szyldem "klasyka rządzi" nigdy za wiele.


     Fabularnie, jak na kino akcji przystało i co nie powinno nikogo dziwić, dno i wodorosty. Tym razem mamy do czynienia z motywem zemsty, bowiem do geriatrycznej ekipy Niezniszczalnych dołącza młody żołnierz, który po kilku scenach pokazujących nić przyjacielskiego porozumienia z Sylwkiem Stallone ginie z ręki (a nawet z nogi) dziada Van Damme. Sylwek ze łzami w oczach (dosłownie, Sylwek roni łzy!) wygłasza sentencję „wytropić, znaleźć, zabić” no i się zaczyna. PIF PAF, kaBOOM, adziiaaaaaa i ekipa Niezniszczalnych robi sobie krwisty dywan do finałowego pojedynku Stallone vs. Van Damme. I ot wszystko, nie ma się nad czym rozwodzić. Nie ma zwrotów akcji, stopień przewidywalności jest równy 100%, krótko mówiąc wszystko jest na swoim z góry ustalonym miejscu. Ale… ale i tak tą część ogląda się znacznie lepiej od poprzedniej.
     Historia rozwija się dynamicznie, bez dłużyzn (co było mankamentem jedynki), sztucznego pokazywania „patrzcie jak się zestarzeliśmy, ale to śmieszne, ha ha” (co również było mankamentem jedynki), z lekkim poczuciem humoru wrzuconym w odpowiednie momenty w całym filmie, a nie tylko na początku (co było mankamentem jedynki). Scenariusz prosty jak budowa cepa, ale ostatecznie jest mniej chaotyczny, lepiej przemyślany pod kątem prowadzenia od punktu A do punktu B w kontekście kultowych bohaterów kina akcji. Opisując pierwszą część czepiałem się, że Stallone pokazał wszystkich bohaterów w pierwszych 20minutach i nic nie zostawił na później. Widocznie musiał czytać tego bloga (Sylwek, pozdrawiam! :) ) bo w kontynuacji gra gitara – bohaterowie pokazują się stopniowo, jest na co czekać. Również reżyseria jest ciut lepsza, bo tej części nie wyreżyserował Sylwek tylko Simon West, gość od Con Air – lot skazańców (właściwie jedyny film, który do tej pory naprawdę mu się udał). Jak Sylwek zrezygnuje jeszcze z zabawy ze scenariuszem to trzecia część Niezniszczalnych może okazać się hitem :).
     Obsada jest solą tego filmu, której obowiązkowo trzeba poświęcić przynajmniej jeden akapit. Oczywiście główną gwiazdą jest Sylwek Stallone – dalej przypomina buldoga przetrąconego przez tira, ale trzeba przyznać, że w dwójeczce jego charakteryzacja jest zdecydowanie lepsza (np. zniknął jego przyczepiany zarost ala Michael Jackson). Sylwek fajnie to sobie przemyślał – ma film, w którym nie gwiazdorzy, jest niby w cieniu całej otoczki kultowych filmów akcji i ich bohaterów, ale i tak wszyscy podświadomie wiedzą, że to on tu jest super hero i żadne „hasta la vista babe” czy kop z półobrotu nikomu nie pomoże. On tu karty rozdaje i decyduje kto jest star, super star, a kto mega star.  Kolejny bohater - Chuck Norris! (Sylwek naprawdę musiał czytać moją recenzję poprzedniej części :) ) Niestety czasu antenowego nie dano mu za wiele, ale epizodyczne wejście ma wystarczające mocne – banan na twarzy murowany. Nawiasem mówiąc, wiecie, że Chuck Norris nie żyje od 10 lat, ale śmierć boi się powiedzieć mu to w twarz? :) Jest oczywiście Arnie Szwarcuś, który jest jednym z zabawniejszych bohaterów (celne riposty i teksty). Jean-Claude Van Damme, za którym nigdy nie przepadałem, dostał rolę tego złego i… dobrze. Po pierwsze, sprawdza się w tej roli, po drugie nie jest aż taką gwiazdą kina akcji, aby było dla niego miejsce w kolejnych częściach Niezniszczalnych. A pojedynek Van Damme vs. Stallone naprawdę daje radę. Jest oczywiście Dolph Lundgren, ale w kontynuacji jest już lekko niezrównoważonym dziadem o morderczym spojrzeniu i gołębim serduszku :). Ze współczesnych gwiazd jest Jet Li i Jason Statham, którzy napierniczają się z prędkością światła i… za to ich lubimy. Szkoda tylko, że Jet Li jest w filmie tylko po to, aby zaraz zniknąć i już się nie pojawić.

 

     Ogólnie… dobry film. Sporo znanych gęb, sporo lekkostrawnego humoru, nie mniej nawiązań do kultowych filmów lat 80/90 i masa widowiskowej akcji na całkiem niezłym poziomie – Niezniszczalnych 2 zwyczajnie fajnie się ogląda. Przeszkadzały mi tylko efekty komputerowe na poziomie gry Tetris, ale cholera wie czy to taka lipa czy nawiązanie do „tamtych” czasów, w których efekty komputerowe mocno kulały i wyglądały tak jak wyglądały. Niemniej, nie żałuje wypadu kina, odczuwam znacznie mniejszy niedosyt niż po części pierwszej, ale dalej brakuje mi tu speca od reżyserki i scenariusza z tamtych lat. Sylwek! Wiem, że będziesz to czytać, w końcu z moimi radami Twoje filmy są lepsze :D - weź to pod uwagę przy trzeciej części :P

 ::::::::::::::::: 7/10 ::::::::::::::::: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz