13 września 2010

Niezniszczalni (2010 - kino)


     Predator, Rambo, Człowiek demolka, Sędzia dred, Terminator, Zabójcza broń, Szklana pułapka, Uciekinier, Pamięć Absolutna – to zaledwie kilka tytułów, którymi za młodu jarałem się tak jak teraz nastolatki na widok Edwarda :).Do dzisiaj pamiętam jak w domu pojawił się 4-ro głowicowy VHS Panasonica. Rodzicie szybko zorientowali się w swojej wychowawczej wpadce (HA HA, są winni :P), bo nic nie było w stanie powstrzymać mnie przed nagrywaniem filmów. Łapali się zatem za głowę nie pojmując, jak można oglądać w kółko to samo, aż do zajechania kasety :) (prawdę mówiąc zostało mi to do dzisiaj, z tą różnicą że dvd/blu jest ciut trwalsze..). Nadal mam ogromny sentyment do tego typu produkcji, a na epitety typu: kiczowate, głupie, naciągane itp. jestem zwyczajnie głuchy. Zresztą „z łezką w oku” nie raz odnosiłem się do kina akcji z przełomu lat 80/90 zawsze zaznaczając, że takich filmów już się nie kręci. Tym bardziej byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że Stallone zbiera ekipę sprzed lat, aby nakręcić film w starym, dobrym stylu! Czyżby niemożliwe stało się możliwe? Chyba nikt nie będzie zdziwiony, jak powiem, że „Niezniszczalni” był jednym z najbardziej oczekiwanych przeze mnie filmów tego roku.



     Kilka dni po premierze wybrałem się do kina i pierwsze, co mnie zaskoczyło to fakt wyświetlania filmu w największej sali. Duga sprawa to ilość widzów, których było naprawdę sporo – nie licząc pierwszych 3,4 rzędów sala była pełna w 95%! Przyznam, że oczekując na „Niezniszczalnych” byłem pewien, że film nie odniesie specjalnego sukcesu. Chyba wyszedłem z założenia, że takich jak ja, co to rozpamiętują się w epoce VHS nie jest aż tak dużo. Poza tym czego taki przeciętny i nieprzeciętny widz może spodziewać się po filmie, którego plakat prezentuje iście ‘doborową’ obsadę oraz… liczby. Stallone do tej pory na ekranie zabił 340 ludzi, Lungren 632 sztuki, Statham jak na razie biednie, bo tylko 140. W sumie obsada „Niezniszczalnych” wykosiła ponad półtora tysiąca czarnych charakterów – całkiem nieźle, nie? Teraz Stallone żegna się z kinem akcji dając sobie (i kumplom) 1,5 godziny killowania armii kubańczyków. Przyznam, że byłem ciekawy, kto to będzie oglądać. Nikt bowiem z mojego otoczenia nie wyraził chęci pójścia do kina. Nawet moja druga połówka pogardziła seansem w kinie, chociaż doskonale wiedziała, że mi na tym filmie zależy (będzie Ci to zapamiętane - ja wszystkie części Zmierzchu obejrzałem bez zająknięcia! :P).
     Z całą moją tolerancją na kino akcji (te obecne i te sprzed lat) niestety nie zachwyciłem się „Niezniszczalnymi”. Przyznaję, Stallone miał genialny w swojej prostocie pomysł na geriatryczne kino akcji, ale niestety nie miał pomysłu na sam film. Prawdę mówiąc pierwsze 15-20 minut kumuluje wszystkie atuty całego, ponad godzinnego filmu. Stallone serwuje akcję, trochę humoru, ale przede wszystkim od razu przedstawia całą obsadę, co z jednej strony jest ok (bo sporo znanych gęb), ale z drugiej strony nie zostawia nic na później. A przydałoby się, aby gdzieś w połowie filmu nagle zza krzaków wyskoczył dajmy na to Chuck Norris i z półobrotu wykosił tuzin Kubańczyków. Sylwuś wolał jednak od razu wszystkich wyłożyć na tacy, a przez resztę seansu zabawiać widza trzymającym w napięciu kinem akcji. Problem w tym, że reszta filmu jest mało zachwycająca. Zawodzą przede wszystkim postacie i marne dialogi. Nie spodziewałem się błyskotliwości Tarantino, ale kino akcji sprzed lat ma to do siebie, że główne postacie są zazwyczaj lekko szurnięte, wyszczekane, w typie pozytywnie złego maczo, którego nie da się nie lubić. Wystarczy wspomnieć takich twardzieli jak John McClane ze Szklanej Pułapki, John Spartan z Człowieka Demolki, Martin Riggs z Zabójczej Broni czy Harry Tasker z Prawdziwych Kłamstw. Panowie z „Niezniszczalnych” kilka razy nabijają się z wizerunku superhero, ale raczej w mało śmieszny sposób. Niestety trudno ich polubić, trudno ich też nie lubić, w gruncie rzeczy nieważne czy delikwent zarobi kulkę czy nie. Oni po prostu są… A jak nie ma komu kibicować, nie ma się z czego pośmiać to człowiek od razu zaczyna zwracać uwagę na elementy, na które w założeniu powinien przymknąć oko. Wiadomo, fabuła w kinie akcji ma drugorzędne znaczenie, ale w „Niezniszczalnych” nie ma w ogóle. Jest kilku superhero, jest armia kubańczyków i ot tyle, wiadomo kto kogo, choć nie wiadomo dlaczego. Co tu dużo gadać, jest nudno i chyba najgorsze w tym wszystkim jest to, że człowiek nie wyczekuje końcówki. Kiedyś oglądało sie takie filmy dla prostych, ale fajnych historii, dla bohaterów będących przerysowanym wizerunkiem prawdziwego faceta z jajami, ale przede wszystkim dla końcówek. Te bowiem zawsze były bombą. Co prawda bardziej widowiskową niż fabularną, ale z reguły chciało się zobaczyć, jak ten zły dostaje po dupie od tego dobrego, który na koniec rzuca jakimś mocnym lub rozbrajającym tekstem. Wystarczy znowu wspomnieć filmy, które wymieniłem na początku.



     W „Niezniszczalnych” jest sporo akcji bez komputerowej obróbki (aczkolwiek mogło być trochę bardziej widowiskowo), a krew i flaki momentami bryzgają jak u Roberta Rodrigueza. Niestety największym mankamentem tej rozpierduchy jest Stallone na stołku reżysera i scenarzysty (to, że wygląda jak napakowana karykatura Michaela Jacksona to już inna sprawa). Wg mnie za produkcję powinien się wziąć człowiek, który w tamtych czasach kręcił podobne filmy. W końcu to dobra reżyseria i scenariusz były fundamentem wizerunków twardzieli jakich pamiętamy do dzisiaj. Stallone z ów wizerunków i skojarzeń skorzystał, ale niestety zawalił całą resztę. Obejrzeć można, a nawet wypada, bo tylu niezniszczalnych w jednym filmie jeszcze nie było i zapewne nie będzie. Ale prawda jest taka, że film przeciętny, a „takich” filmów (łezka w oku :P) już się nie kręci.

::::::::::::::::: 6-/10 :::::::::::::::::

2 komentarze:

  1. też nie mogę się doczekać filmu, ale też na nic więcej co napisałeś nie liczę :)

    wszystkie części Zmierzchu? no sorry, musiałeś nieźle nagrzeszyć, że się na to zgodziłeś ;)

    pozdro

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznaję, że spodziewałam się, że Stallone lepiej poradzi sobie w roli nie tyle reżysera, co scenarzysty. W końcu był współscenarzystą do Rocky'ego, więc debiutantem w tej materii na pewno nie jest. Słyszałam właśnie, że "Niezniszczalni" zrobieni są w starym stylu, gdzie wykorzystano nawet efekty pirotechniczne! Ale z tego co czytam wnioskuję, że nie ma co się nastawiać na dobre kino akcji z lat 80. Ale i tak obejrzę, już nie w kinie, a w domu, choćby dla Mickeya Rourke ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń