Wraz z wędrowną trupą teatralną, m.in. sarkastycznym i cynicznym pomocnikiem Percym (Verne Troyer) oraz wszechstronnym młodym aktorem Antonem (Andrew Garfield), Parnassus oferuje widowni szansę wykroczenia poza rzeczywistość, bowiem jego magiczne lustro stanowi furtkę do świata nieskrępowanej wyobraźni. Jednak czary Parnassusa mają swoją cenę. Przed wiekami zawarł on pakt z diabłem, Panem Nickiem (Tom Waits), który wkrótce przybędzie odebrać swoją nagrodę: Valentinę (Lily Cole), ukochaną córkę Parnassusa. Stanie się to w dzień jej szesnastych urodzin. Aby uratować córkę Parnassus zawiera ostatni pakt z Panem Nickiem.
W Parnassusie świat realny przeplata się ze światem fantazji w proporcjach, mniej więcej, pół na pół. Tym samym można powiedzieć, że wady i zalety filmu Gilliama rozkładają się, ni mniej ni więcej, pół na pół :) Jeżeli mam się zachwycać to zdecydowanie nad częścią realną, z której wynika ciekawa konkluzja – Gilliamowi nie można odmówić wyobraźni. Przede wszystkim powaliła mnie sceneria mrocznego Londynu, bujna pastelowa kolorystyka wędrownego teatru oraz charakteryzacja zupełnie nie z tej epoki. To wszystko ze sobą gra i nie gra, bo z jednej strony gigantyczny (piramidalny) drewniany wóz na ulicach Londynu (genialne ujęcia na sypiących się blokowiskach) pasuje jak pięść do oka, a z drugiej strony taki widok ma w sobie coś.. niezwykłego. Pomysł na taki teatr, czyli jakby nie patrzeć wymarłą formę sztuki i zdjęcia (ach, te kolory!) w realnej części są zachwycające. To jednak nie wszystko, bowiem przedziwni bohaterowie-outsiderzy, czyli cała ekipa teatru, która wydaje się być wyciągnięta z innej bajki z każdą kolejną minutą przedstawia zarys intrygującej opowieści (całkiem zabawnej) o pakcie Parnassusa z diabłem. Warto wspomnieć o tym, że Parnassus nie jest adaptacją ‘cudzego’ scenariusza, nie jest także ekranizacją gry czy książki, choć takie właśnie sprawia wrażenie. Wielu zada sobie pytanie „ciekawe, na podstawie jakiej to książki?”, albo „to już chyba gdzieś było?”, ale to od początku do końca dzieło Gilliama. Zatem pierwsza połowa jest praktycznie pod każdym względem niezwykła/oryginalna i bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Podziwiałem piękny obraz, słuchałem przyzwoitego podkładu muzycznego, poznałem i polubiłem przedziwne, ale sympatyczne postacie oraz zainteresowałem się fabułą wyczekując kolejnych wydarzeń.
Jednak druga połowa filmu to już inna bajka. Akcja zostaje przeniesiona na drugą stronę lustra do świata fantazji i…? Cóż, Glliamowi dalej nie można odmówić pomysłowości i wyobraźni, ale niestety odniosłem wrażenie przerostu formy nad treścią. To oczywiście czysto subiektywne wrażenie, w końcu każdy z nas ma swój gust i pewnych rzeczy z założenia nie chwyta/nie czuje/nie rozumie. O ile pierwszą połowę filmu kupuje bez mrugnięcia okiem, o tyle druga połowa czyli kreskówkowe, bardzo kontrastowe widoczki, chodzenie po chmurkach czy gigantycznych drabinach - nie przemawia to do mnie nic, a nic. Ktoś powie „trzeba mieć fantazje dziadku” i kto wie, może ma racje, ale wg mnie Gilliam przekroczył granicę kiczu przysłaniając tym samym swoje artystyczne wizjonerstwo. Być może jest to też kwestia realizacji pomysłu, bowiem o takich efektach specjalnych, których na początku nie ma prawie w ogóle, nie można powiedzieć zbyt wiele dobrego. Druga połowa filmu jest wręcz nafaszerowana komputerem i trzeba przyznać, są momenty po prostu ładne, nie budzące większych zastrzeżeń, ale większość jest nienaturalna, dająca po oczach dość marnym renderingiem.
To jednak i tak w tym wszystkim nie jest najgorsze. Bajkowy świat wg. Gilliama męczy, ale w gruncie rzeczy da się go oglądać. Natomiast chaos w fabule, pourywane wątki, brak logiki, marne zakończenie – to już razi. Prawdę mówiąc, w pewnym momencie losy bohaterów stały mi się kompletnie obojętne, a przekombinowanej końcówki nawet nie próbowałem ogarnąć. Wydaje mi się, że śmierć Ledgera jednak sporo namieszała w scenariuszu, że jednak nie wszystkie sceny w realu zostały nakręcone i przez to ten cały bajzel. Nie chce mi się wierzyć, że ta przesadnie skomplikowana intryga była zamierzona. To nie jest w stylu Gilliama. Rozumiem jednak, że film trzeba było ratować i wyszło jak wyszło (chociaż z drugiej strony nie ma się co oszukiwać, mogło być znacznie gorzej). Szkodza tylko, że Gilliam zarzeka się, że to jego najlepszy i najbardziej dojrzały film (rozumiem, że miał taki być, ale..).
Pisząc o Parnassusie nie można nie wspomnieć o obsadzie. Z całej ekipy najbardziej podobał mi się genialny Tom Waits w roli Diabła, którego było zdecydowanie, ale to ZDECYDOWANIE za mało. Charakteryzacja, głos, gesty, melonik na głowie i ta rozbrajająca nonszalancja – bezbłędna rola. W kategorii „największe zaskoczenie” wygrywa nienaturalnie ładny brzydal, czyli długoooonoga blada twarz Lily Cole w roli Valentiny :). Dziewczyna poraża naturalnością (jeżeli chodzi o aktorstwo). W rolę nieznajomego Tonego wcieliło się aż 4 aktorów (kolejność nieprzypadkowa): Johnny Depp, Heath Ledger, Colin Farrell i niestety Jude Law (nie przepadam za nim).
Przyznaje, za oglądanie Parnassusa zabrałem się bez specjalnych oczekiwań. Już po pierwszym zwiastunie wiedziałem, że ten film to kompletnie nie moja bajka. Nazwisko reżysera, doborowa obsada, szum wokół śmierci Heatha Ledgera - nic nie było w stanie przekonać mnie na tyle, aby ruszyć się na seans. Pierwsza połowa filmu naprawdę daje radę, a wręcz zaskoczyła mnie i zahipnotyzowała. Tak więc skłamałbym twierdząc, że Parnassus to film zły, ale powiedzieć „dobry” też niespecjalnie mi pasuje… Zatem nie odradzam, bo nie zaszkodzi zobaczyć, ale i nie polecam, bo niewielka to strata nie znać Parnassusa.
::::::::::::::::: 6+/10 :::::::::::::::::
Kilka słów o wydaniu DVD
CENA: 69,90zł za wydanie 2-płytowe w kartonowym opakowaniu
format obrazu: 16:9
dźwięk: 5.1 (DD) + napisy PL oraz lektor PL w 2.0
Wszystkie dodatki z polskimi napisami
+ Terry Gilliam: Wprowadzenie
Materiał z cyklu „Face to face”. Na czarnym tle Gilliam patrzy centralnie w obiektyw kamery i opowiada… O tym czym miał być Parnassus, czym się stał po śmierci Ledgera i dlaczego na końcu filmu jest „Heath Ledger i przyjaciele”.
+ Świat Terry’ego Gilliama
Obowiązkowy materiał każdego bardziej znanego reżysera. Z początku wszyscy bardzo ciekawe opowiadają o różnych niuansach podczas zdjęć (naprawdę bardzo fajny materiał), by w końcu przejść do meritum i piać z zachwytu nad Gilliamem.
+ Jak powstawał film
Materiał z cyklu „ile trzeba zachodu by nakręcić małą scenę” podzielony na dwa mniejsze: Konstrukcja Klasztoru i Scena z Pijakiem. Wizualizacja i Storyboardy; blue boxy, szkice efektów wizualnych i w końcu efekt końcowy.
+ Usunięte sceny
Tak naprawdę tylko jedna, ale za to olbrzymia (prawie 5 minut). Anton szuka po drugiej stronie lustra chłopca, który przez przypadek dostał się na scenę teatru i wlazł do zwierciadła. W filmie to zaledwie moment, w rozszerzonej wersji poszukiwania to prawdziwa przygoda.
+ Heath Ledger
Materiały w całości poświęcone śp. Ledgerowi. Fragmenty ostatniego wywiadu, którego Ledger udzielił na 3 dni przed rozpoczęciem zdjęć do Parnassusa. Opowiada o filmie „Bracia Grim” oraz o jego definicji sukcesu. Poza tym materiał pt. Heath Ledger i przyjaciele, w którym dublerzy Ledgera opowiadają o wzajemnym szacunku i wyzwaniu jakim było kontynuowanie roli zmarłego. Na koniec migawki z za kulis pokazujące jak Ledger przymierza różne kostiumy. Filmik ciekawy bo momentami pokazuje przemianę Tonego za zwierciadłem (m.in. można zobaczyć jak Ledger miał grać fragment w którym wystąpił Johny Depp).
+ Z Parnassusem dookoła świata
Czyli relacje z premier w różnych krajach (Tokio, Londyn, Rzym itp.)
+ Prezentacja ekipy i obsady na scenie
Premiera w Londynie. Gilliam po kolei prosi na scenę najważniejszych członków ekipy filmowej.
+ Twórcy filmu na Cammerimage
Gilliam, jego córka i producentka zarazem Amy Gilliam oraz autor zdjęć Nicola Pecorini w ogniu pytań polskich dziennikarzy na Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych PLUS CAMERIMAGE. Fajny materiał chociaż większość odpowiedzi Gilliama było w materiałach powyżej.
W zasadzie to...zgadzam się w słowo w słowo z Twoją opinią. Chociaż ja oceniłam ten film, jak "dobry", to do dziś nie wiem, czy moja ocena nie jest na wyrost. Mnie również bardziej zaintrygował/poruszył/onieśmielił/zachwycił świat realny - Londyn tonący w deszczu i kałużach, czy bajecznie kolorowy wędrowny teatr. W świecie fantastycznym, no cóż, ja się pogubiłam w pewnym momencie, nie wiedziałam co do czego, kto z kim, i po co? Czy forma przerosła treść? Jak najbardziej. Nawet zwiódł mnie dawno już osławiony monolog Deppa na temat przedwcześnie zmarłych gwiazd. Niestety, ale słowa aktora były dość oczywiste i mało poruszające. Aktorstwo w "Parnassusie" to już zupełnie inny temat i chyba najprzyjemniejszy aspekt filmu. Tom Waits? Geniusz nad geniuszami. Rola diabła była, jakby dla niego pisana. Sprawdził się w 200% i szkoda, że Gilliam nie wykorzystał do końca jego potencjału. Świetnie wypadli także młodzi Lily Cole i Andrew Garfield. Nie mówiąc już o Verne Troyeru, do którego należały wszystkie najzabawniejsze i najbardziej urocze kwestie. Podpisuję się obiema rękoma pod Twoimi ostatnimi słowami, że można "Parnassusa" obejrzeć, ale z pewnością nie straci wiele ten, który sobie daruje. Ja chociaż widziałam ten film w styczniu, jakoś do tej pory nie miałam ochoty do niego powrócić i sobie go odświeżyć. Niestety.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dla mnie ten film jest hołdem dla Ledgera. Tylko i wyłącznie. W tej roli sie sprawdza, ale jako fantazja o walce czlowieka z diabłem srednio wypada. Nie moge sie zgodzic, ze Jude Law wypadl najslabiej bo moim zdaniem wypadl najlepiej z tej trojki holdujacej Ledgera.
OdpowiedzUsuńWiem ze na moim blogu ocena wysoka, ale jest zdecydowanie zawyzona :) Coz... kazdy czasem popelnia bledy.
Pozdrawiam
Spodziewałem się czegoś więcej. Film mnie zawiódł. Forma przerośnięta.
OdpowiedzUsuń