6 czerwca 2010

Z HISTORIĄ KINA ZA PAN BRAT: Bullitt (1968)


- To ten film z tym słynnym pościgiem?
- Tak, właśnie ten. Widziałeś go?
- Nie
     Bullitt – nie każdy go widział, ale każdy wie, o co chodzi :). 10 minutowy pościg Forda Mustanga za Dodgem Charterem to chyba najsłynniejsza samochodowa gonitwa w dziejach kina. Nawet dzisiaj, grubo ponad 40 lat po premierze filmu, są tacy (a nie jest ich mało), co twardo obstają przy tym, że to najlepszy pościg, jaki do tej pory sfilmowano. Wobec takich rekomendacji trudno być obojętnym :)
     Nie zawiodłem się, Steve McQueen i jego Mustang dają solidnego kopa. Po współczesnych filmach akcji, które w 99,9% są nastawione na szpanerstwo (efekty komputerowe, szalony montaż, psychodeliczna muzyka), realizm w filmie Petera Yatesa powala. Przede wszystkim prędkość – czy ktoś potrafi wymienić chociaż jeden film, w którym prędkość samochodów była choć trochę odczuwalna? Tylko mistrzu Quentin Tarantino w swoim Death Proof zdołał osiągnąć taki efekt (ale jemu akurat na tym zależało, więc się nie liczy :) ). Ewentualnie jeszcze Ronin sprzed ponad 10 lat, ale o tym filmie niewielu już pamięta. W Bullicie naprawdę czuć prędkość, a realizm podkręcają doskonałe, długie ujęcia wewnątrz pojazdów. Dzięki temu widz, można powiedzieć, bierze udział w pościgu z perspektywy pasażera siedzącego z tyłu pojazdu (a nie tak jak np. Krucjacie Bourneya – tam kamera, nie widzieć czemu, była ustawiona w nogach Matta Damona..). Widać jak kierowca lawiruje na zatłoczonej ulicy, widać jak samochód reaguje na ostre zakręty (przechyla się, silnik zmienia obroty, kierownica odbija) no i w końcu słychać piękne ryczenie silnika (poezja). Do tego lokalizacja, czyli ‘pofałdowane’ San Francisco ładnie urozmaica całą pogoń. Krótko mówiąc, opinie o pościgu nie są wyolbrzymione, a skoro teraz daję radę, w tamtych czasach musiał robić nieziemskie wrażenie.
     Pościg to jednak zaledwie 10 minut z prawie 2-godzinnego filmu. Co z resztą? Średnio. Film nie trzyma w napięciu, prowadzone przez Bullitta śledztwo wydaje się mało ważne, a finał sprawia wrażenie rozciągniętego do granic możliwości. Nudno… Trochę życia wprowadza doskonały Robert Vaughn w roli senatora Waltera Chalmersa oraz dziewczyna Bullitta Cathy, czyli Jacqueline Bisset – ależ ciacho, piękna kobieta. Steve McQueen w roli Bullitta prezentuje się dobrze, ma genialny wzrok twardziela, ale to jednak trochę mało. Jego postać jest małomówna i w gruncie rzeczy bez charakteru. Przydałoby się, aby chociaż raz rzucił mięsem, sprowadził kogoś do parteru, a on się tylko patrzy i… odchodzi. Brudny Harry załatwiłby go jednym pstryknięciem palców. Teraz rozumiem, dlaczego o Bullicie mówi się tylko w kontekście genialnego pościgu. Bez niego ten film nie istnieje.

::::::::::::::::: 6/10 :::::::::::::::::


5 komentarzy:

  1. To ja się zaliczam do tych, którzy filmu nie widzieli, ale doskonale wiedzą o jaki pościg chodzi ;) Jakoś nigdy wcześniej nie miała okazji obejrzeć Bullitta, nie wiem w czym tkwi problem, może za rzadko jest powtarzany, a może to ja za każdym razem byłam czymś zniechęcana i taki tego efekt :] Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. też "Bullita" nie widziałem, ale wyścig kojarzę. To jeden z tych filmów, które chciałem zobaczyć, ale nigdy (dosłownie) nie trafiłem na niego w TV.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja film widziałem, nawet posiadam na DVD już od dłuższego, dłuższego czasu. Fakt, film jest trochę leniwy, ale warto czekac dla tej chwili pościgu. Dzisiaj już nikt czegoś takiego nie kręci (poza nielicznymi wyjątkami, jak Tarantino, o czym wspomniałeś), dzisiaj jest zielony ekran. Pościg z Bullita jest niesamowity, surowy i daje stuprocentowego kopa. Nawet jeśli nic poza jedną sceną nie zostaje w pamięci, ale w końcu film wpisał się do historii kina prawda?

    A jeśli chodzi o McQueena, to Wielka Ucieczka rządzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. za czym gonił ten mustang? ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. he he ja też "znam pościg ale nie widziałem filmu" :D No cóż, skoro reszta Bullita słabsza to może zacisnę zęby i jakoś przeboleję ;) Tak czy siak, dzięki za reckę, na dobre wbiła tytuł tego filmu do mojej pamięci.
    PS a propos Tarantino gdzieś wyczytałem , że QT jest fanem Bullita i właśnie w Grindhouse bezpośrednio do starego hitu nawiązał (identyczny numer na tablicy rejestracyjnej samochodu)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń