14 listopada 2008

HANCOCK (2008 - kino)


     Szczerze mówiąc, nie mam żadnego sentymentu do superbohaterów. Nigdy żaden nie był moim idolem, nie wychowałem się na żadnych komiksach tak więc pojawienie się nowego odcinka Spidermena, Supermana czy Batmana nie wzbudza we mnie większej euforii. Mało tego, nie przepadam szczególnie za tego typu historiami. Wszystkie są na jedno kopyto, wg konkretnie utartych już schematów - zero oryginalności, świeżości.. Po prostu nuda.
      No bo czym charakteryzuje się taki typowy superbohater. Po pierwsze, nie ma jawnych super bohaterów. Zwykły wyjadacz chleba nie wie kim naprawdę jest Superman, nie wie z czego żyje Batman ani gdzie mieszka Spiderman. Herosi są nieosiągalni, pojawiają się kiedy muszą (na początku filmu pojawiają się w odpowiednim momencie a na końcu filmu zawsze w ostatnim momencie) i znikają kiedy ich 5 minut mija. Utrzymują w sekrecie swoje drugie „ja” przebierając się w różne dziwne wdzianka popularne na Love Parade. Zawsze wygrywają i zawsze idzie o uratowanie świata. Są idealni, nudni, schematyczni no i ogólnie są do bani. Czy w tym gąszczu latexów, kolorowych wdzianek i żelu na głowie jest miejsce dla jeszcze jednego bohatera? Nawet jeśli nie ma to i tak jest Hancock!

Kliknij w "PLAY" a potem w "HQ" aby oglądać w lepszej jakości


     Hancock już od pierwszej minuty brutalnie łamie wszelkiego rodzaju schematy superbohatera. Nie ma przebrania, nie ma drugiego „ja”, nie ma nawet pracy ani domu. Nie działa pod żadną przykrywką bowiem albo leży na jakiejś ławce w parku albo szlaja się po barach drugiej kategorii. Jest wiecznie poirytowany, nie zależy mu na popularności, nie zależy mu na niczym – tylko na pełnej butelce. Ale pomijając wulgarność, pijaństwo i zapach.. Hancock to dobry człowiek. Od czasu do czasu z wielką łaską (zwłaszcza jak ktoś nazwie go dupkiem) ratuje ludzi, ściga przestępców ale robi to w wybitnie pierdołowaty sposób demolując przy tym połowę miasta. Tak więc ludzie nie podziwiają go, nie wzdychają na jego widok. Prasę ma fatalną, media wzywają go do odpowiedzialności a nawet sugerują aby wyniósł się w cholerę. I tak pewnego kolorowego dnia na drodze Hancocka staje Ray, specjalistą ds. wizerunku który w zamian za uratowanie życia oferuje swoje usługi.
     Trzeba przyznać, że już na samą myśl człowiek się uśmiecha – pomysł na komedię rewelacyjny. Jeśli dodać do tego największego luzaka Hollywood czyli Willa Smitha który zagrał tytułową rolę można spodziewać się mieszanki iście wybuchowej. I co tu dużo mówić, tak też jest w rzeczywistości. „Hancock” ma mocne wejście i przez pierwszą połowę filmu poziom ten zachowuje. Z każdą minutą śmiejemy się coraz głośniej bo Hancock co chwila albo coś spierniczy albo palnie jakąś głupotę. Swoją drogą, trzeba zaznaczyć, że polskie tłumaczenie filmu jest dość lajtowe bowiem Hancock używa nieco dosadniejszego języka aniżeli przedstawione to jest w polskim tłumaczeniu. No cóż, bywa. Ale tak czy inaczej zabawa jest naprawdę przednia.
     Problem pojawia się kiedy pierwsza część filmu przedstawiająca nam Hancocka kończy się i następuje tzw. zaskakujący zwrot akcji. W słowie „zaskakujący” nie ma krzty ironii, naprawdę jest zaskakujący :). Ale od tej pory kończy się komedia a zaczyna się mdła, pozbawiona jakiegokolwiek pomysłu historyjka która, krótko mówiąc, kładzie cały film. Być może w podświadomości sugeruję się innymi filmami o superbohaterach które wyznaczają w jakiś sposób standardy ale Hancock, mimo iż te standardy łamie zawiódł mnie na całej linii. Niestety, kompletne rozczarowanie które dodatkowo potęguje wg mnie fatalne zakończenie. Sytuacji nie ratuje ani Will Smith którego charyzma z każdą minutą staje się wspomnieniem poprzednich minut filmu, ani niezła Charlize Theron. Druga część filmu to istna przepaść. A przecież to w tym momencie film powinien ruszyć z kopyta, zaskoczyć widza rozwiązaniem, pochłonąć do reszty. A tu nic. Człowiek siedzi i myśli "phi.. i już? To wszystko?".


     Poza tym, „Hancock” ma jeszcze jeden dość poważny feler – zwiastun. Pokazuje dosłownie wszystkie najlepsze momenty filmu. Zarówno te śmieszne jak i te efektowne przez co pierwsza część jest mocno przewidywalna i mało zaskakująca. A biorąc pod uwagę drugą część filmu.. No cóż.. W rezultacie wyszedłem z kina lekko podirytowany - z jednej strony bawiłem się naprawdę nieźle a z drugiej strony został gigantyczny niedosyt.

::::::::::::::::: MOJA OCENA: 5/10 - OK :::::::::::::::::

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz