W dobie coraz większej ilości zalewających nas produkcji filmowych niezwykle trudno znaleźć film który zasługiwałby na miano "solidny odmóżdżacz" :). Szkoda, człowiek chciałby się rozerwać na czymś mało wymagającym a tu deficyt na inteligentnie głupie kino. Jednak pewnego kolorowego wieczoru, przeglądając na necie zwiastuny natrafiłem na film „Death Race” i pomyślałem: jest nadzieja!
Rok 2012. U nas Euro, Polacy w finale dokopują Niemcom 3:0 (a co tam :P). W Ameryce natomiast krach ekonomiczny. Pracy nie ma, ludzie głupieją a rząd nie daje sobie rady z falą zbrodni. Więzienia są przepełnione więc organizuje się realisty show – Wyścigi Śmierci. Ludzie płacą by móc na żywo oglądać zbrodniarzy ścigających się podrasowanym furami. Zasada jest jedna – giń albo wygraj. 5 wygranych wyścigów i wolność. Do takiego właśnie miejsca trafia niesłusznie skazany Jensen Ames, kiedyś mistrz wyścigów NASCAR. Naczelnik więzienia, Hennessey stawia sprawę jasno. Albo wyrok albo wyścig i wolność.
Kliknij w "PLAY" a potem w "HQ" aby oglądać w lepszej jakości
Film o jakże nieskomplikowanym i wymownym tytule „Death Race” jest obrazem który spełnił moje niewygórowane, męskie oczekiwania. Już pierwsze minuty są swego rodzaju kropką nad i – widzu, nie musisz niczego się bać, nie musisz myśleć bo wszystko zostanie podane na tacy. Po prostu usiądź wygodnie, sącz cole, zagryzaj popcorn i patrz. I tak też zrobiłem, po prostu patrzyłem.
Film został nakręcony w iście teledyskowym stylu. Świetny montaż, dynamiczne ujęcia a wszystko to w oprawie ostrej, elektronicznej muzyki (pojawiają się motywy hip-hopowe ale na szczęście w śladowych ilościach). Samochody są konkretnie podrasowane i przypominają te z pamiętnego "Mad Maxa". Opancerzone, z działkami i granatnikami, z ryczącymi silnikami po tuningu no i rzecz jasna z jedynymi w swoim rodzaju kierowcami. Mordercy, gwałciciele, pedofile - każdy z nich doczeka się widowiskowej, efektownej i jedynej w swoim rodzaju śmierci. Toż to Show, ludzie płacą i patrzą - musi być demolka i dzięki bogu jest to piękna demolka. Tor po którym ścigają sie panowie jest torem nadzwyczaj ciekawym bo obfituje w skróty, hoopy, tunele, magazyny i masę innych atrakcji. Skojarzenia z grą komputerową jak najbardziej słuszne. Potwierdzają to bonusy porozrzucane na trasie. Wygladają jak studzienki ale każdy ma swój emblemat.. najechanie samochodu na taką studzienkę daje efekt ofensywny, defensywny lub.. niespodziankę. Może i to prymitywne, może i głupie ale film ogląda się tak gładko, że nie ma czasu ani chęci na zwracanie uwagi na jakieś tam udziwnienia. Swoją drogą, po co na to zwracać uwagę.. Przeca jesteśmy w roli widzów którzy za to płacą. W przenośni i dosłownie - w końcu bulimy za bilet do kina. Ja zapłaciłem za widowiskową, pomysłową rozpierduche i wydanej kasy nie żałuje.
Są szybkie i ryczące samochody, obowiązkowo muszą być też piekielne kobiety. I są, wyzywające brunetki o kuszących i jakże jędrnych ciałach. Case grana przez Natalie Martinez ma dwa wejścia w których zapewne nie jednemu facetowi krew się przeleje :P Jej obcisły, podarty sweterek powinien wejść do kanonu mody powszechnej - świat byłby piękniejszy :) Pewnie za te słowa dostane solidnie po głowie i ogólnie nasłucham się, że jestem seksistowską świnią (co w zasadzie jest prawdą) dlatego by nie psuć sobie zabawy film obejrzałem sam (alleluja :P pozdro dla mojej girlfriend :P). Ktoś oczywiście zapyta "skąd w ogóle w tym więzieniu baby?". A dowożą z kobiecego więzienia.. Po co? Mój prymitywny przykład pokazuje po co... jakie to wszystko proste.. :)
A powiem jeszcze, że wg mnie fabuła też jest mocną stroną tego filmu. Przede wszystkim dlatego, że przedstawiona historia nie jest naciągana.. tzn oczywiście jest, jak cały film ale nie w sensie sztucznego napięcia czy też udawania, że główny bohater nie wie kto go wrobił by w ostatniej minucie nagle oświeciło go co i jak. Tutaj od razu wszystkiego domyśla się widz a sekundę później główny bohater który nie czeka a od razu działa racjonalnie, bez naciągania i zostawiania wszystkiego na sam koniec. Więcej o fabule napisać nie można bo zwyczajnie nie ma o czym. Całość kończy ładny heppy end (ładny bo na sam koniec Natalie Martinez ma swoje kolejne wejście :Pha)
Wiem, że znajdzie się niejeden z opinią "dno", "shit" czy "amerykańskie badziewie". Trudno, ja najwyraźniej jestem jakiś inny.. Mówcie co chcecie ale "Death Race" to przede wszystkim i za przeproszeniem: kupa świetnej, widowiskowej zabawy. Od dawna podstawowy zestaw maniaka kina akcji nie smakował mi tak dobrze.. Pamiętaj drogi czytelniku - Cola i popcorn to integralna część tego filmu :)hehe. Solidny odmóżdżacz, inteligentnie głupie kino akcji bo skrojone na miarę, takie jakie być powinno.
Ale, ale! Obraz ten ma jedną zasadniczą wadę. Po obejrzeniu filmu, (gdy w człowieku wszystko się buzuje, rozpiera go energia) wsiadłem do swojego autka.. przekręciłem kluczyk i jak usłyszałem ten śmieszny ryk silnika przypominający wycie kosiarki do trawnika...eeechh.. dramat, DRAMAT! :P
::::::::::::::::: MOJA OCENA: 7/10 - DOBRY :::::::::::::::::
Masz rację dostanie Ci się za ten obcisły podarty sweterek w kanonie mody - umożliwianie wszystkim chodzenia w czymś takim może przynieść tyle pożytku dla oka co i złego ;) Zależy kto założy ;)
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie i o filmie. Do tej pory byłem do tej produkcji bardzo negatywnie nastawiony. Ale przyznam, że ta recenzja mój stosunek po części zmieniła, bo po obejrzeniu Wanted jakiś czas temu doszedłem do przekonania, że odmóżdżacze mogą być całkiem fajne :D Jeśli kiedyś mi wpadnie w ręce, to raczej nie będę długo odkładał seansu ;)
a ja Cię tutaj nie pojadę, bo nie uważam, że jesteś seksistowską świnią :D mnie ten film także bardzo się spodobał, co może oczywiście dziwić ze względu na fakt, że jestem kobietą, ale co tam :D dziwna też jestem co juz mówiłam przy Transformerach :D ja kocham Jasona i gdy zobaczyłam zwiastun do filmu to stwierdziłam, że muszę go obejrzeć. Chciałam tego dokonać w kinie, ale mój przyszły mąż oczywiście dał ciała i zapomniał, że miał to oglądać ze mną. Ech faceci ;/ Faktycznie te wyścigi to niezłe widowisko :D a mnie te całe wejścia do wyścigu, te.. no wiesz.. przedstawianie postaci itp to mnie tak zdeka przypominało grę Quake 3: Arena :D tzn ten głos hehe ;d no niezła była akcja, żal mi bylo trochę tych lasek co ginęły razem z tymi przygłupami :D
OdpowiedzUsuńno cóż ja się tu będę zachwycać, za 60 notek pojawi się u mnie ten film więc zapraszam ;P
pozdrawiam ;***
ja tez tak mialem...tylko jak ja odpalalem swoja fure to obok mnie siedziala moja kobieta.. ty miales dramat a ja mialem dramat i horror...hehehehe :P
OdpowiedzUsuńspoko film, warto obejrzec i troche sie schamic :D
Buhehehe... :D Twoja kobieta pewnie mojego bloga nie czyta a moja tak... Więc bez komentarza.. :D
OdpowiedzUsuńtak szczerze mówiąc, to ten film średnio mi się podobał, wzbudził we mnie mieszane uczucia, może nie był jakiś najgorszy ale taki najlepszy to też znowu nie.. pozdrawiam i zapraszam na nową notkę [fajowe-filmy]
OdpowiedzUsuńhmmm... widac męski gust ;] ale dobrze że sie tym różnimy ;] filmu nie ogladałam, więc średnio się moge wypowiedzieć, fabuła jednak nie wydaje mi się zbytnio oryginalna, ale wiem, że nawet z mało oryginalną fabułą można zrobić super widowisko i świetny film. pzdr [kinomaniactwo]
OdpowiedzUsuńDeyficyt filmów odmóżdżających? Ja raczej widzę deyficyt filmów będących pożywką dla mózgu :P Ale mniejsza z tym. "Death race"- film strasznie głupi i pusty (jak długo można oglądać Stathama jako filmowego twardziela?!?!?) , choć sceny wyścigów nakręcone zacnie i wciągają rzeczywiście. Szkoda tylko, że końcówka rozwiewa wszlekie wątpliwości co do potencjalnej "niegrzeczności" tego filmu. 5/10 ode mnie.
OdpowiedzUsuńFilmów odmóżdżających jest bez liku, ale takich odmóżdżaczy lekko strawnych, dobrze nakręconych już znacznie mniej. Co do Stathama to faktycznie, taka współczesna gwiazda kina akcji.. Ale czy to źle? Kiedyś był Van Dam, Szwarcuś, Sylwek Stalone i wszystkim to odpowiadało więc proszę się nie czepiać :P Poza tym ostatnio grał w "Angielskiej robocie" i wypadł naprawdę nieźle.
OdpowiedzUsuńAle że były czasy dla Stallone'a , Van Damma (brrr..) to też się mogę czepiać ;) Też mi to nie pasowało szczególnie. Zarówno Statham , jak i jego "poprzednicy" grają w prawie każdym filmie na jednej nucie i tak samo. (ok ok Angielskiej Roboty nie oglądałem, żeby nie było :D) Zreszta i tak nie chodzi o żadne aktorstwo, ale "łu bu-du, jeb-jeb", wiec może faktycznie się czepiam tylko xD.
OdpowiedzUsuń