Planeta małp – francuska powieść fantastyczno-naukowa autorstwa Pierre'a Boulle'a z 1963 roku, na podstawie której powstała seria amerykańskich filmów science-fiction, a także jednosezonowy serial telewizyjny. Ów produkcji powstało w sumie ponad dziesięć, z przypadku widziałem jedną (Planeta Małp od Burtona – ledwo dotrwałem do końca) co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że świat gadających małp to zupełnie nie moja bajka (małpa to małpa). Najnowszego filmu, Genezy planety małp w reżyserii Ruperta Wyatta też nie chciało mi się oglądać, ale chwalebny projekt Środy z Orange ma niestety tą wadę, że nie działa z filmami 3D co obecnie eliminuje jakieś 85% (chore) interesującego mnie repertuaru kinowego. A Geneza planety małp będąca bądź co bądź blockbusterem, okazała się płaska jak decha więc idealną opcją do wykorzystania kodu.
Głównym bohaterem filmu jest oczywiście małpa o imieniu Cezar. Losy ów jegomościa obserwujemy od narodzin, przez dojrzewanie i ewoluowanie jego inteligencji (pod wpływem leku wyprodukowanego przez ludzi), po dorosłe życie będące jednocześnie dramatem stworzenia żyjącego w niewoli. Jak nietrudno się domyśleć, rozejdzie się o to do czego każdy ma prawo – wolność.
Duże, pozytywne zaskoczenie. Geneza planety małp to od początku do końca bardzo dobre, trzymające w napięciu kino wakacyjne. Jest tu wszystko czego dusza zapragnie – świetna muzyka, doskonałe efekty specjalne, ciekawi bohaterowie, dialogi trzymające poziom oraz prosta acz nader wciągająca fabuła. Twórcy nie ustrzegli się pewnych denerwujących schematów (chciwość korporacji, pomyleniec w zoo), ale z drugiej strony trzymają widza w napięciu od początku do końca umiejętnie unikając niepotrzebnych zwolnień oraz, co się chwali, głupich rozwiązań. Fakt, chciałoby się, aby pewne wątki były głębsze w treść, aby skrótów myślowych było ciut mniej, ale mimo wszystko wydaje mi się, że jak na wakacyjnego blockbustera i tak wyszło lepiej niż dobrze. Akcja zmierza do określonego celu, motywacja i działania poszczególnych bohaterów mieszczą się w graniach zdrowego rozsądku i tak najzwyczajniej w świecie Genezę pod względem fabularnym chce się oglądać do samego końca.
Same małpy jako tako uważam za mało ciekawy obiekt do podziwiania… W końcu małpa… to małpa :) Jednak te w filmie wyglądają… bajecznie realistycznie. Ich ruchy, gestykulacja, mimika twarzy, a przede wszystkim oczy to małe mistrzostwo świata dla którego warto ten film obejrzeć. Wypada jednak zaznaczyć, że realizm, czyli bardzo dobre efekty specjalne, to jedno, uwierzenie w to co się widzi i przejmowanie się takim cyfrowym małpiszonem (przypominam: małpa to małpa) to drugie. A w tej materii Genezę planety małp widzę już jako małe arcydzieło, które trzeba zobaczyć. Z drugiej strony ciekawe, że pod względem wizualnym film nie stara się być bardziej wielki niż w rzeczywistości jest. Tzn. wszystko jest dopracowane w najmniejszych detalach, ale nie ma tu przesadnego widowiska czy też tradycyjnego „jeb” w finale. Rzekłabym nawet, że to taka zajebiście dopracowana, ale kameralna mega produkcja. Brak 3D uważam za gigantyczny plus bo a) mam dość 3D, b) jakoś nie wyobrażam sobie tego filmu w cyfrowej jakości (to tak jakby te małpy wrzucić do Mody na sukces – jakoś tego nie widzę).
Reasumując, nie byłem przekonany, zresztą dalej uważam, że pomysł na film o małpach jest deczko poroniony – małpa to małpa :). A jednak okazało się, że w dobie Avatarów, Transformersów, Potterów i innych cudów, bunt małp spokojnie dają radę. Przemyślany, wciągający, dobrze nakręcony film czyli duże, pozytywne zaskoczenie. Warto zobaczyć.
::::::::::::::::: 8/10 :::::::::::::::::
Zgadzam się w pełni. Zdecydowanie lepszy, niż można by sądzić po zwiastunach. Widowiskowy ale również kameralny. Chyba jedno z większych zaskoczeń tego roku jeśli chodzi o filmy typowo rozrywkowe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
nie widziałam.
OdpowiedzUsuńa propos... gdzieś Ty?