Plotki, ploteczki o największej rozwałce w dziejach kina, potem oficjalne zapowiedzi potwierdzające wcześniejsze doniesienia, a na deser wymiatające zwiastuny pt. ”świat, który znacie wkrótce przestanie istnieć”. W końcu przychodzi ten dzień, czas premiery, i lecę do tego kina z wywieszonym jęzorem nie przypuszczając, że połowa Polski już tam jest… :) W kolejce do kasy stoję bite pół godziny, nie kupuje coli, nie kupuje popcornu (bo kolejka kilometrowa), w końcu w zatłoczonej sali (4 dni po premierze!) zajmuje kiepską miejscówkę, byle tylko zobaczyć i zaspokoić ciekawość. Mija kolejne pół godziny, a na ekranie ciągle reklamy mleka, czekoladek, preparatu na wszy i gnidy (boska reklama), papieru toaletowego i jakiś kinowych gniotów.. Żeby jeszcze puścili zwiastun Avatara, ale nie, po co. Po wielominutowych męczarniach w końcu rozpoczął się film. Bez dźwięku... Kiedyś na wp.pl czytałem artykuł o tym, jak to rodzice wymyślają dla dzieci zamienniki popularnych przekleństw. Nie wiem dlaczego, ale ów artykuł przypomniałem sobie w kinie i chyba jako jeden z nielicznych zamiast pod nosem powiedzieć „do ku*wy nędzy, co to ma być?!” powiedziałem „do aniołka fiołka, co tu się dzieje?” i od razu zrobiło mi się lepiej :P Ba, chwilę później film ruszył od nowa, tym razem z dźwiekiem.
Roland Emmerich nie jest jakoś specjalnie płodnym reżyserem. Jego filmowe konto, zarówno pod względem ilości jak i jakości, jest raczej skromne i.. nieszczególnie jest się czym zachwycać. A jednak udało mu się wyrobić własną markę pt. „specjalista od demolki” i, co ciekawe, widzowie nie oczekują od niego niczego więcej. Wszystko uchodzi mu na sucho pod warunkiem, że jest konkretna, widowiskowa rozpierducha. Całe szczęście, w tej materii Emmerich sprawdza się jak żaden inny reżyser, a „2012” to już prawdziwa, apokaliptyczna kumulacja. Tak widowiskowej i wgniatającej w fotel demolki nie spodziewał się chyba nikt. I prawdę mówiąc niewiele więcej o tej produkcji można powiedzieć... Słów bowiem brakuje, aby opisać efekty specjalne, natomiast o całej reszcie filmu zwyczajnie szkoda gadać. Emmerich konsekwentnie trzyma się wyeksploatowanych do granic możliwości schematów i nawet nie stara się tego ukrywać. Bohaterowie, wątki, dialogi – wszystko już było z milion razy, w efekcie czego nie ma ani jednego zaskakującego zwrotu akcji. Co więcej, w porównaniu do poprzednich produkcji Emmericha, patos w tym filmie występuje w niespotykanych dotąd ilościach. Widzowie, którzy mają serdecznie dość „god bless America” powinni dwa razy (albo i trzy) zastanowić się przed pójściem do kina.. W sumie trochę szkoda, że Emmerich stoi w miejscu i nie potrafi nakręcić niczego mniej głupiego od tego, co już nakręcił. Na plus trzeba jednak zaliczyć nieźle dobraną obsadę, a także okazjonalny humor, który idealnie rozładowuje napięcie po kolejnych scenach akcji. Co ciekawe, nie odniosłem dyskomfortu w postaci „świat się wali, ludzie giną, a mi jest wesoło”. Wszystko było w granicach dobrego smaku, a scena z Bentley’em (engiiiiinneeeeee.... stAAArt) zupełnie mnie rozwaliła :)
Reasumując, 2012 to 100% Emmericha. Z jednej strony jest to sporym atutem, z drugiej strony wiadomo… Bądźmy jednak szczerzy, nikt przy zdrowych zmysłach nie spodziewał się po tym filmie „nie wiadomo czego”, w końcu to Emmerich. Tak więc polecam wybrać się do kina - film ogląda się całkiem przyjemnie, a takich efektów specjalnych jeszcze nie było i długo nie będzie (i nawet Bay może się schować).
::::::::::::::::: 6/10 :::::::::::::::::
Kliknij tutaj aby przesłuchać wszystkie dotychczasowe zagadki będące listą najciekawszych utworów filmowych.
No i co tu dużo mówić - jestem co raz bardziej odzierany ze złudzeń, że będzie to coś więcej, niż zwykła rozpierducha. Okej, może z racji efektów nie będzie taka zwykła, ale to widać na zwiastunie. I pojawia się pytanie, czy warto iść na to do kina, czy lepiej poczekać i obejrzeć w domu?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
pawcio
Co do Baya to się zgadzam, a 2012 jeśli tylko mieści się w definicji rozrywki, to myślę, że warto się wybrać, przeżyć niezłą zabawę, zapomnieć i wrócić do codzienności. Przecież tak naprawdę tu tylko o to chodzi. No, ale zgadzam się, że szkoda, że Emmerich nie rozwija się, tylko stoi w miejscu, i ciągle pokazuje nam to samo. Ale na pewno efekty specjalne to jego specjalność ;] Pozdrawiam :]
OdpowiedzUsuńWidzę, że nasze opinie się pokrywają. Film jest głupiutki i banalny, Emmerich nie wyszedł ponad swój niewysoki poziom ani na jotę. Z drugiej strony -skopał dupsko Bayowi pod względem poziomu rozpierduchy, że ten chyba sie z okna zrzuci jak to zobaczy albo natychmiast wymyśli demolkę jeszcze większą. Ale czy można większą? Ja juz nie widzę sensu oglądania "Pojutrze" , "Posejdona" i innych produkcji gatunku. No bo po co skoro w 2012 jest dosłownie wszystko to w pigułce?
OdpowiedzUsuńNajlepoiej podsumował ten film jeden krytyk na RT: "najlepszy zły film roku 2009". Hehe, święta prawda :D
pozdrawiam ;)
pafffcio
OdpowiedzUsuńPewnie, że warto iść do kina. Ani monitor, ani telewizor nie oddadzą tej audio-wizualnej rozpierduchy. No chyba, że masz w domu konkretne kino + minimum 52calową plazme :P
Niestety, 52-calowej plazmy się jeszcze nie dorobiłem ;P W każdym innym miesiącu pewnie bym się na 2012 przeszedł, ale w tym chyba jednak przegra z Rewersem, Paranormal Activity i nauką na koła ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
pawcio
no tak. ja też miałam niezłe przygody z kinem tylko, że ja w 5 kinach nie dostałam biletu na seans dla 6 osób po tym jak anulowali mi rezerwację, bo spóźniłam się 5 minut. Multum ludzi. Nigdy w życiu nie widziałam tyle narodu na żadnym filmie. W końcu się dopchałam do 6 kina, ale nasza 6cio osobowa ekipa została rozwalona po całej sali. Też miałam pół godziny reklam z tą różnicą, że u nas pokazali "Avatara". Kiedy w końcu zaczął się film byłam wkurzona. Nużyło mnie to gadanie na początku i naprawdę chciałam, żeby świat zaczął się w końcu sypać. Myślałam, że trwało to jakieś pół godziny, ale film trwał tak długo, że nawet tego nie odczułam i cholera wie ile na początku przynudzali. Ja jestem trochę uczulona na punkcie końca świata - nie chcesz wiedzieć co przeżywałam w 2000 roku - nie spałam po nocach. Tak więc jedno jest pewne - koniec czy nie koniec, ale w 2012 roku pewnie niewiele prześpię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie na kinową notkę "Księżyc w nowiu" oraz kolejną z serii ekranizację powieści Kinga "Łowca snów".
Jak byłem na "Paranormal..." to też był Avatar, jak u Agniechy. Na 2012 chyba nie pójdę, bo nie wiem, może to ze starości, ale jestem coraz bardziej uczulony na taki gatunek. Ostatnio zauważyłem nawet oglądając po raz n-ty mój ulubiony "Dzień niepodległości", że zaczyna mnie drażnić to co widzę, to że pies w ostatniej chwili ratuje się przed podmychem ognia i takie tam. Starość nie radość :), zauważyłęm też, że starsznie mi się gusta zmieniły i dotyczy to też innych rzeczy (książki, muzyka) - ciekawie czy to już jest to co nawywamy życiowym doświadczeniem? Hmmm.
OdpowiedzUsuńSzerze żal mi debila, który pisał ten... sam nie wiem jak to nazwać. Pewnie jest gejem i bardziej podobał mu sie Titanic? Tam był przynajmnie piękny Leonardo , co kapciu?
OdpowiedzUsuńuu..filmwebowa dzieciernia rozłazi się po necie.. (do komenta powyżej)
OdpowiedzUsuńniektorzy mają dotego filmu wiele pretensji nie mają racji film jest niezły fabuła dobra a efekty specjalne nie z tej ziemi chce polecić wszystkim ten film
OdpowiedzUsuńKino i 2012 widziałem,obraz taki sobie,dźwięk o kant D....
OdpowiedzUsuńTen film to fabuła (milczenie jest złotem)
a efekty specjalne SUPER!
mam 50 calową plazmę i jakieś tam kino domowe i wiem że tylko blu ray pokaże i da możliwość poczuć moc tego spektakularnego dzieła w temacie efekty specjalne oraz dźwięk.
sami idioci co krytykuja niech sami nakreca
OdpowiedzUsuńBajka fajnie nakręcona.Zero faktów w filmie.Typowe amerykańskie myślenie.Fantazja z której będziemy się śmiali w grudniu 2012.Takich tak było jest i będzie tysiące.
OdpowiedzUsuń