Przyznaje, po obejrzeniu Zmierzchu nabawiłem się przewlekłego urazu do wampirów oraz ostrego „syndromu Avatara”. Działa to mniej więcej tak: „powiedz mi jak bardzo podobał Ci się Zmierzch, a ja powiem Ci jak wielkim kretynem jesteś”. Wiem, żałosny hipokryta ze mnie, ale nie oszukujmy się, każdy z nas ma taki swój ulubiony tytuł, z którego lubi kpić, drwić i stroić podśmiechujki (a Zmierzch nadaje się do tego jak żaden inny film). Po Księżycu w nowiu nie spodziewałem się niczego lepszego i, prawdę mówiąc, niczego lepszego nie otrzymałem (będą małe spoilery).
W mojej ocenie muzyka i zdjęcia to jedyne co „zagrało” w Zmierzchu. Te dwa elementy w dużej mierze wyręczały aktorów albo wręcz ratowały ich nieudolne próby wykrzesania z siebie jakichkolwiek emocji. W Księżycu w nowiu jest podobnie, choć główne skrzypce gra przede wszystkim muzyka Alexandre Desplata oraz nieźle dobrane kompozycje różnych kapel (MUSE ponownie daje czadu). Szkoda tylko, że tak dobry soundtrack marnuje się w filmie, w którym wszystko inne jest złe lub w najlepszym wypadku kiepskie. Najbardziej zawiodłem się na klimatycznych zdjęciach/montażu, które w Zmierzchu bardzo mi się podobały. W filmie Chrisa, podobnie jak w jedynce, obraz został utrzymany w wyblakłych kolorach, ale brakuje „magicznych” ujęć, dryfującej kamery, oraz tajemniczych miejsc. Jest dobrze, ale nie tak ładnie i klimatycznie jak w Zmierzchu.
Reszta mnie nie zawiodła, bo nie spodziewałem się niczego dobrego. O fabule można w skrócie powiedzieć tylko tyle: Edward rzuca Bell (dla jej dobra) przez co ta wpada w śmiesznie głęboką depreche – nie może spać, a jak już uśnie to wrzeszczy niczym mała dziewczynka z Egzorcysty. To jednak nie wszystko, bo pojawia się motyw z wizjami Edwarda – wystarczy, że Bell zrobi coś totalnie głupiego, niebezpiecznego i już na jawie widzi swojego ukochanego. Wiadomo, Bell sprytna dziewczyna, więc przez 2/3 filmu podejmuje skrajnie głupie decyzje (wliczając w to próbę samobójstwa) byle tylko zobaczyć swój obiekt westchnień. Jest jeszcze kluczowa dla tej części postać Jacoba, który wiedząc, że Edzio dał nogę, zaczyna startować do Bell. Daje to efekt najgłupszego romansu jaki w tym roku widziałem (bije nawet ten z jedynki). Ona jeździ do niego, aby najpierw pochwalić go za nieziemsko umięśnioną klatę, potem za niezwykła siłę, aż w końcu nie wytrzymuje i wyznaje mu prosto w oczy (dosłownie) „jesteś piękny”. Jacob, podobnie jak Edek, ma tajemnicę, którą chce i nie chce zdradzić Bell. Tak więc ona jeździ do niego, aby bezczelnie wzdychać na jego widok, on nachodzi ją w nocy (oczywiście z gołą klatą), aby do znudzenia powtarzać scenkę:
- gdybyś wiedziała co ukrywam..
- powiedz mi
- nie
- powiedz, proszę
- nie
- jesteśmy przyjaciółmi, możesz mi powiedzieć
- nie, nie mogę
- ale może będę mogła ci pomoc?
- NIE! Głucha jesteś, czy głupia? (to znajoma dobrze się bawiła :) )
- nie mogę
- och Jacob, to wszystko jest takie dziwne.
Ale Jacoba już nie ma, bo niczym małpa wyskoczył spłakany przez okno i pobiegł w ciemny las.. (tylko po to aby w następnym nocnym ujęciu powrócić jak bumerang i metodą zdartej płyty wnerwiać widza). Tak więc schemat Księżyca jest podobny do Zmierzchu – przez 2/3 filmu mamy do czynienia ze skrajnie płytkimi dyrdymałami, które naprawdę trudno oglądać (aż chce się krzyczeć: ile można?!) po czym następuje akcja! Akcja, o której można powiedzieć tylko tyle, że trzyma poziom części pierwszej – jest po to, aby coś w tym filmie się działo, choć trudno doszukiwać się tutaj jakiegokolwiek sensu i napięcia (Michael Sheen to jednak miła niespodzianka). Co ważne, podobnie jak w Zmierzchu tak i w Księżycu jest moment, w którym można sobie solidnie parsknąć śmiechem (może nie tak bardzo, ale jednak). W jedynce było to syczenie podczas gry w Baseball, w Księżycu jest to idiotyczna scena Bell i Edwarda, którzy w slow motion, jak dwa jelonki, biegną przez las… Bez konkretnych spoilerów bardziej szczegółowo opisać się tego nie da.
Księżyc w nowiu obejrzałem dwa razy (nie dlatego, że jestem masochistą, po prostu tak wyszło). Za pierwszym razem oglądałem go tak jak każdy inny film i wymęczyłem się strasznie. Za drugim razem było towarzystwo i bawiłem się doskonale. Głównie dlatego, ze na bieżąco parodiowaliśmy bohaterów filmu (ach te zmęczone i płaczliwe oblicza aktorów) i ryczeliśmy ze śmiechu słuchając przejmujących i trzymających w napięciu dialogów (ktoś z ekipy wyraźnie dorabia na planie Mody na sukces). Tak czy inaczej nie zmienia to jednego – Księżyc w nowiu jest beznadziejny. Wg mnie ten film, ta saga, ta książka to jeden wielki pop kulturowy badziew, którego powinni zabronić. Wyolbrzymia kretyńskie wartości, poraża głupotą i w konsekwencji robi wodę z mózgu tym, którzy są najbardziej na nią podatni (czyli 15 letni target). Oczywiście, można do tego filmu podchodzić jak do czystej rozrywki, ale wg mnie jest to poziom rynsztokowy. Szczerze nie polecam. A jeżeli jesteś osobą bardzo EMOcjonalną, wrażliwą, nieśmiałą, zamkniętą w sobie, ponurą, cichą, do tego masz złamane serce i czujesz, że to film dla Ciebie – daruj sobie i nie ogłupiaj się bardziej.
Niech no tylko znajdę kiedyś u swojego dziecka Zmierzch to książkę spalę, film zniszczę, a dzieciaka z miejsca wyślę na psychoterapie. Harry Potter przy tym to arcydzieło (książka i filmy).
::::::::::::::::: 3/10 :::::::::::::::::
Kilka słów o wydaniu DVD
CENA: 69.90 (za wydanie specjalne 2-dyskowe)
format obrazu: 16:9
dźwięk: 5.1 (DTS), lektor 5.1 + napisy PL
Wydanie specjalne zawiera całkiem sympatyczne kartonowe pudełko, płytkę z filmem i płytkę z dodatkami (ok. 200min). Ponad to w pudełku jest jeszcze dwustronny plakat i pocztówki z filmu.
Wszystkie dodatki na płytach z polskimi napisami.
- Team Edward vs. Team Jacob
Trochę jajcarski, trochę żenujący materiał o tym who is the best. Napakowany Jacob, czy Edward Blada Twarz. Wypowiada się ekipa, ale przede wszystkim rozhisteryzowane i piskliwe nastolatki. No, który lepszy? :)
- Wataha wilków
Całkiem ciekawy materiał o aktorach, którzy na ekranie pojawiają się przez jakieś 5 min. Sporo materiału z planu i ciekawostek odnośnie granych postaci (szczególnie dla tych co nie znają książki)
- Transformacja Jacoba
Czyli o tym, jak przytył 13kg i stał się supermanem. Aktor opowiada o ciężkich treningach, a także o wyzwaniach aktorskich. Musze przyznać, że w wywiadach gość robi pozytywne wrażenie więc gdybym miał wybierać to Team Jacob :D
- Edward jedzie do Włoch
Materiał pokazujący prace nad końcówką filmu. Praca ze statystami (wrzaskliwi fani sagi) oraz rajd Bell wśród tłumu z 10 różnych perspektyw Biedaczka, 10 metrów i pada – fajki dają o sobie znać :)
Edward Fast Forward
Jacob Fast Forward
Brak słow. Pierwszy materiał to zlepek wszystkich scen z Edwardem (cały film pocięty), drugi wiadomo… masakra.
- Usunięte sceny
Z dobre 15 minut wycinków. Reżyser w krótkim wprowadzeniu tłumaczy, że musiał te sceny usunąć bo nie miały sensu (nie dlatego, że film za długi). No i ma racje, są bez sensu.
- Wywiad z Volturi
Najciekawszy dodatek ze wszystkich. Wywiad z lekko świrniętym Michaelem Sheen oraz Dakotą Fanning, a także z resztą aktorów, których podczas filmu trudno dostrzec. Poza tym trochę materiału z planu (widać jak kręcili sceny walki)
- Fani, fani i jeszcze więcej fanów
Z początku deczko irytujący film pokazujący wszelakiej maści nastolatki, które najwyraźniej nabawiły się ostrego ADHD. Później jest już bardziej na poważnie – wypowiadają się normalni ludzie, a końcówka filmu przedstawia nastolatka, który wygrał konkurs i zagrał w filmie (zakładał szatę na Michaela Sheena – widać go przez jakieś 7 sekund :).
- Muzyka w rytm filmu
Z jednej strony bardzo ciekawy dodatek – różne mało znane kapele opowiadają o tym jak udało im się zaistnieć na soundtracku. Z drugiej strony razi kompletne pominięcie Desplata (a po filmie z dodatków Benjamina Buttona chciałem go ponownie posłuchać – gość świetnie mówi o muzyce).
- Storyboardy: klatca po klatce
Dla amatorów sztuki filmowj.
- Teledyski
Jak dla mnie (o czym już wiesz) ocena o dwa oczka za wysoka ;). Osobiście mam coś takiego, że mimo iż cierpiałem na pierwszych dwóch częściach, to gdy trzecia ukaże się na DVD, to też obejrzę (i dopiero na DVD z wypożyczalni, bo jeszcze nie zwariowałem, żeby chodzić na to do kina). Po prostu, są filmy, których nie mogę się doczekać by zrecenzować, a ten należy do tych, których nie mogę się doczekać aby pojechać :D. Aczkolwiek chciałbym przeżyć miłe zaskoczenie, że nie musiałbym którejś części pojeżdżać tak bardzo. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBrutalny jesteś! ;) A ja lubię i książki z tej sagi, które bardzo mnie rozluźniły po ciężkich tygodniach w szkole a filmy nie są takie najgorsze. Zresztą wyczekuję okazji pójścia do kina na Zaćmienie :). Znam to uczucie, kiedy film bądź książka, która ma wiele fanów jest kiepska i nie rozumie się tego wielkiego echa wokół mnie. Ja podobnie wyśmiałam Władcę Pierścieni (książkę), który jest jedną z najgorszych książek fantasy jaką czytałam i nie rozumiem skąd tyle zachwytów, przy niej HP to faktycznie arcydzieło :). Dzięki niej unikam Tolkienowskich książek i ekranizacji WP jak ognia.
OdpowiedzUsuńRacja, sam jestem ciekawy jak to się skończy i czy zakończenie osiągnie apogeum głupoty. Rozumiem, że to film dla nastolatek, że taką teraz mamy młodzież, a Zmierzch tylko na tym żeruje. Tylko co z tego, skoro jest multum filmów kierowanych do konkretnego targetu, np. takie disneyowskie animacje. Dla starszego widza mogą wydawać się banalne, proste, ale nikt nie powie, że są to filmy głupie. Zmierzch nie ma w sobie tej przyzwoitej uniwersalności, a do tego, chcąc nie chcąc, wyznacza kierunek dla rozrywki czyli innych tego typu produkcji. Ciekawe, co będzie nastepne..
OdpowiedzUsuńWzmianki o tym, że HP przy Władku jest arcydziełem udam, że nie zauważyłem :P
Skoro już temat zszedł na Władcę Pierścieni, to moim zdaniem z książką i filmami jest dokładnie tak samo - pierwsza częśc jest zwyczajnie nudna, druga już daje radę, a trzecia totalnie miażdży. Harry Potter to zwykła bajeczka, Władca jest znacznie bardziej poważny (chociaż nie koniecznie wart gradu Oscarów). Choc z drugiej strony, tak naprawdę jestem bardziej science-fiction kind of guy, więc co ja tam wiem na temat fantasy.
OdpowiedzUsuńTam do góry, w ładnej grafice z informacjami o filmie jest błąd w roku produkcji :)
OdpowiedzUsuńA ja wcale nie mam negatywnych uczuć względem sagi "Zmierzch". Jeśli ktoś czuje się spełniony oglądając Bellę i Edwarda w akcji, a także sprawia mu to przyjemność, to czemu ma z tego rezygnować? Poza tym, odcinając się od kiepskich dialogów i marnej gry aktorskiej głównych bohaterów, film jest naprawdę do strawienia. Przede wszystkim, dzięki genialnej muzyce. Akurat MUSE jest moim ulubionym zespołem, a w filmie naprawdę dają czadu! :) Pozdrawiam i więcej luzu =)
OdpowiedzUsuńanonim, poprawione. A myślałem, że nikt tej grafiki nie czyta :)
OdpowiedzUsuńlola, masz racje "wszystko dla ludzi", ale ta saga wyzwala we mnie to co u innych występuje po obejrzeniu przygód o smerfach. Mówie, hipokryzja ze mnie, ale nie mogłem się powstrzymać :) A MUSE uwielbiam, przy pierwszej części sagi wspominałem o koncercie na stadionie Wemblay, który posiadam na DVD. Polecam, czadowy występ.
Koncert na stadionie Wemblay? Muszę to mieć. Dzięki za rekomendację :)
OdpowiedzUsuńBrawo dla autora za merytoryczną recenzję. Widziałem pierwszy "Zmierzch" i nie mialem nic przeciwko. Przyjemne ogladanie, a sama historyjka nie była dla mnie jakas irytujaca nadmiernie (poza tym umowmy się: lepsi tacy idole dla nastolatkow jak w tej sadze niz jakies disneyowskie kretynizmy czy gwiazdki muzyki). Na kolejne nie mialem ochoty sie wybrac, bo mialem inne, wazniejsze tytuly na liscie. Ale recenzje dwoch kolejnych czesci w internecie czesto sa przykladem zupelnej nieznajomosci swiata filmu. Recenzenci zjezdzaja ten film tylko dlatego ze tak "wypada", nie podajac zadnych merytorycznych powodow. Gratuluje, maxcine, bo to pierwsza (chyba) recenzja, ktora naprawde tlumaczy niską ocenę.
OdpowiedzUsuńA co do Władcy, to pierwsza cześć LOTRa jest moja ulubiona i naprawde nie wiem, jak mozna ten niesamowity film porownywac z HP... to wrecz deklasacja filmu Jacksona (i powieści Tolkiena).
Pozdr!
Toś się wstrzelił z tym komentarzem.. :P Dzięki :)
OdpowiedzUsuń