5 grudnia 2010

Dla niej wszystko (2010 - kino)


     Lara Brennan (Russell Crowe) i John Brennan (Elizabeth Banks) oraz ich synek Luke tworzą rodzinę doskonałą. Wszystko układa się jak w prawdziwym american dream do momentu niespodziewanego oskarżenia Lary o morderstwo. John robi co może aby oczyścić imię żony, składa apelacje, ale w świetle dowodów wina jest bezdyskusyjna i Lara ostatecznie zostaje skazana. John postanawia za wszelką cenę wyciągnąć ukochaną z więzienia.



      O filmie Paula Haggisa dowiedziałem się zaledwie kilka minut przed seansem. Stojąc w kolejce do kasy po bilety na HP zauważyłem plakat, na którym było napisane "Dla niej wszystko - film twórcy Miasta Gniewu”. Nawiązanie do filmu, który bardzo sobie cenie przykuło moją uwagę na tyle, aby przypomnieć sobie, że Haggis poza Miastem Gniewu ma na swoim koncie kilka innych znanych i udanych tytułów (jako scenarzysta), m.in. Za wszelką cenę, 007 Casino Royale, 007 Quantum of Solace, Oszukana. Może nie jest to jakoś szczególnie imponujący dorobek, ale wystarczający, aby wyjść z założenia, że Dla niej wszystko złym filmem być nie może. I nie jest (a na HP przyjdzie jeszcze czas).
     Po obejrzeniu trailera można odnieść wrażenie, że po raz kolejny mamy do czynienia z pędzącym kinem akcji. Jednak w filme Haggisa akcji nie ma prawie w ogóle, za to leniwego dramatu z domieszką thrillera znajdzie się sporo. Cała akcja koncentruje się na Johnie, który po niespodziewanej utracie żony zabiera się za wyciągnięcie jej z więzienia. Po licznych tego typu filmach, organizowanie takiej ucieczki nie robi na nikim wrażenia, ale w filmie Haggisa ów pomysł wydaje się być przynajmniej szalony. Dlaczego? Wszystko przez to, że John nie jest byłym agentem CIA, nie ma wytatuowanego na sobie planu więzienia, nie wygrał w totka, jest… zwyczajny. Człowiek, który mieszka na przedmieściach, jeździ ekologiczną Toyotą Prius i wykłada na uniwerku. Na szczęście Haggis umiejętnie unika podkoloryzowanego schematu “from zero to hero” - jego bohater popełnia masę błędów, jest wyniszczony psychicznie, a niektóre etapy przygotowań przerastają go i musi obierać inną ścieżkę do celu. Powiedzieć, że Dla niej wszystko jest dramatem psychologicznym byłoby lekkim nadużyciem, ale to właśnie psychika, rozterki, emocje Johna są na pierwszym planie. Haggis od początku do końca skupia się przede wszystkim na tym co siedzi w głowie normalnego człowieka, któremu w świetle prawa rozbito rodzinę, i co się w nim budzi gdy zaczyna być świadom swojej bezsilności. Samego procesu planowania ucieczki tak naprawdę nie ma prawie w ogóle, chociaż jestem pewien, że gro widzów po obejrzeniu filmu pierwsze co zrobi to odpali youtube’a i sprawdzi motyw z piłką tenisową i wytrychem. Nie mniej, to co pokazuje Haggis i tak służy tylko i wyłącznie temu, aby pokazać jak John walczy z samym sobą by w imię miłości przejść na ciemną stronę mocy. Trzeba przyznać, że jego determinacja oraz głębokie przekonanie o niewinności żony poraża. Szczególnie, że Haggis do samego końca nie daje żadnego powodu aby myśleć, że Lara rzeczywiście jest niewinna.
     Od strony technicznej film prezentuje się doskonale. Trzyma w napięciu nie tylko w świetnie zmontowanej końcówce (w tym momencie akcja naprawdę pędzi jak szalona), ale również przez większą część filmu, w której nic się nie dzieje. Muzyka Moby’ego (muzyczna zagadka #61), a przede wszystkim Dannego Elfmana odbiegająca trochę od jego stylu stoi na wysokim poziome i bardzo dobrze współgra z akcją. Aktorsko również bezbłędnie - Russel Crowe to klasa sama w sobie, chociaż trudno uniknąć skojarzeń z jego poprzednimi filmami (cały czas miałem wrażenie, że John z Dla niej wszystko to John z Pięknego umysłu). W każdym razie momenty zawahania, tęsknoty czy strachu (scena z kluczem w więzieniu mało nie przyprawiła mnie o zawał) są bardzo wiarygodnie i nie sposób być obojętnym na to co John robi. 



     Wady? Czuć, że film trwa ponad dwie godziny. Z jednej strony tak długi czas pozwala zżyć się z głównym bohaterem i przejmować jego losem, z drugiej strony wyszedłem z kina po prostu zmęczony (chociaż nie potrafię powiedzieć, w którym momencie odczułem dłużyzny). Również zakończenie filmu pozostawia wiele do życzenia. Zbyt ckliwe, zbyt oczywiste, takie do bólu hollywoodzkie. Wg mnie ostatnia retrospekcja była fatalnie przemyślana - pojawia się 'nie wiadomo skąd' i ot tak, bez zbędnych ceregieli wyłuszcza całą prawdę. A można było pozostawić jakieś pole do domysłów. Kolejna rzecz - po powrocie do domu doczytałem się, że Dla niej wszystko to zwyczajna kalka francuskiego filmu Pour Elle. Co ciekawe, wersja amerykańska została nazwana Next Three Days, nasz dystrybutor wypuścił film pod tytułem Dla niej wszystko co jest bezpośrednim tłumaczeniem Pour Elle :). Cóż, prawda jest taka, że gdybym nie obejrzał Dla niej wszystko to pewnie nigdy nie usłyszałbym o francuskim oryginalne. Jednak niesmak (przynajmniej dla mnie) po obejrzeniu zwykłej kopii pozostaje. Nawiasem mówiąc, niedługo prawdziwym rarytasem będzie możliwość zobaczenia filmu, który nie jest przeróbką kina francuskiego, hiszpańskiego czy japońskiego. Nie mniej, Dla niej wszystko pomimo swoich wad to konkret w swoim gatunku, który warto zobaczyć.

::::::::::::::::: 7+/10 :::::::::::::::::

4 komentarze:

  1. Dla mnie to film przedewszytkim o miłości :P Ile jesteś w stanie zrobić żeby uratować kogoś kogo kochasz ? Pamiętam, że były momenty kiedy oko mi się trochę zeszkliło...Jak dobrze , że w kinie jest ciemno :) A zakończenia się czepiasz :P

    OdpowiedzUsuń
  2. 7+ to wysoka ocena. Lubię bardzo filmy Haggisa (nie tylko te przez niego reżyserowane, ale także te do których pisał scenariusz) więc chciałem się wybrać na tę produkcję (pomimo iż jest remakiem) do chwili gdy nie zobaczyłem zwiastuna. Miałem po nim wrażenie, że pokazano mi cały film. Tak więc kino sobie odpuściłem, może kiedyś zobaczę ten film jak będzie leciał w tv.
    Pozdrawiam

    PS. A na Harrego wybierz się czym prędzej, co by kopii z napisami nie zdjęli z ekranów. Jest świetny. :]

    OdpowiedzUsuń
  3. W pełni się zgadzam (no może z wyjatkiem tej powtarzalnosci Crowe'a) i naprawde bardzo spodobala mi sie muzyka Elfmana (ktorego akurat nie znosze).
    Pozdr
    Alek

    OdpowiedzUsuń
  4. czarownica> dla mnie najlepszym momentem był motyw z kluczem w więzieniu i pożegnanie z ojcem.

    milczacy> raczej nie obejrzę HP w kinie. Widziałem kiedyś pierwszą część, ale nie całą bo podczas oglądania spalił mi się komputer :P Potem widziałem drugą część, ale też nie całą bo mi w domu prąd wysiadł. Od tej pory nie oglądam HP w domu :P Kiedyś kumpel chciał obejrzeć trójeczkę - wszystko fajnie, ale miał pirata z niemieckim dubbingiem i ruskim lektorem tłumaczącym na polski :) Nigdy nie widziałem HP od początku do końca i póki co chyba nie zamierzam. Przeczytałem 5 ksiażek i też nie dociągnąłem do końca bo troche mnie już ta przygoda nudziła (może kiedyś skończe). Ale z niecierpliwością czekam na Twoje recenzje Władcy Pierścieni - wstyd :P

    alek> Ja Elfmana lubie bo jeszcze się na nim nie zawiodłem. Zawsze ma dobre soundracki, chociaż trzeba przyznać, że nie rewelacyjne.

    OdpowiedzUsuń