Incepcja rozkręca się baardzooo szybko. Podobnie jak w Mrocznym Rycerzu akcja nie zwalnia ani na moment, efekty specjalne chwilami wbijają w fotel (zmiana grawitacji – jak oni to nakręcili?), a dynamiczna muzyka Hansa Zimmera (za utwór Time znowu go kocham, mistrzostwo świata) doskonale komponuje się z obrazem. Nolan stopniowo odkrywa prawie wszystkie elementy zaskakującej fabuły i aż trudno uwierzyć, że tak fantastycznie pokręcona i nieprzewidywalna intryga (która z każdą kolejną minutą kiełbasi się coraz bardziej), jest tak klarowna i przejrzysta.
Incepcja to kapitalne widowisko, przy czym zmuszające do wysiłku nawet najbardziej rozleniwione szare komórki. Tego filmu nie da się oglądać ot tak, będąc biernym, obojętnym, nastawionym tylko na bezmyślną rozpierduchę. Tu trzeba być uważnym, na bieżąco analizować wydarzenia, łączyć mniej lub bardziej oczywiste elementy układanki. Nolan zaskoczył mnie swoim oryginalnym (a jak rozbudowanym!) pomysłem snu w śnie (i nic więcej z fabuły nie zdradzę), zafascynował i w końcu wciągnął niczym odkurzacz. Jego film się chłonie, przeżywa, bo nie da się go ot tak rozgryźć, przewidzieć co za chwilę się wydarzy. W trakcie seansu cały czas miałem wrażenie, że jestem wciągany w świat, jakiego jeszcze nikt nie wykreował. W historię, której nikt nie opowiedział. Taka jest właśnie Incepcja - nietuzinkowa, świeża, oryginalna. To genialne widowisko z adekwatnie genialną fabułą i bohaterami, którzy nie są wypełniaczem na zasadzie „są, bo muszą” (co w blockbusterach jest normalne). Ich postępowanie w tej kompletnie nierealnej opowieści jest wiarygodne, a towarzyszące im emocje, rozterki autentycznie poruszają. Jak na napompowaną efektami produkcję SF, realizm emocjonalny jest uderzający. Tutaj szczególne brawa dla DiCaprio, który wykonał chyba najlepszą robotę w swojej karierze (m.in. moment, w którym rozmawia z żoną na gzymsie chwycił mnie centralnie za serce).
Moim zdaniem Nolan nakręcił film będący kompletnie nową jakością kina popcornowego. Pomimo skomplikowania (co przecież nie jest domeną blockbusterów) Incepcja dalej pozostaje rozrywką przystępną dla praktycznie każdego widza. Jest tu wszystko, co najważniejsze: oryginalna i co ważne nieprzewidywalna fabuła, niespodziewane zwroty akcji, widowisko. Ogląda się to naprawdę bardzo dobrze, wróć, rewelacyjnie. A jednak czuje.. mały, acz denerwujący głód. Chodzi o zakończenie, czyli jakieś ostatnie 10-15 minut. Przez większą cześć filmu, pomimo jego złożoności i wielowymiarowości, panuje porządek. Nie ma żadnych nielogiczności, niedociągnięć, wszystko ma ręce i nogi (chociaż może wydawać się inaczej). Jednak pod koniec nagle pojawiają się niedopowiedzenia i urwane ujęcia (choćby moment wybudzenia Cobba i Saito). W „Wyspie tajemnic” Martina Scorsese film wieńczyło w miarę oczywiste zakończenie. Jednak im dłużej człowiek myślał nad poszczególnymi detalami całego filmu tym więcej wątpliwości się pojawiało. W Incepcji pod koniec wprowadzono jeden, dwa momenty, które wiemy, że mają miejsce, ale ich przebieg zostaje ukryty. Możemy się tylko domyślać co się stało i przez pryzmat tej niewiedzy interpretować sobie zakończenie. Każdy zadaje sobie pytanie czy to w końcu „był czy nie był” (wiadomo o co chodzi, moim zdaniem był), ale niestety ta niepewność nie wynika z całej 2 godzinnej fabuły, a z samej końcówki, która została zwyczajnie pocięta w najbardziej potrzebnych do zrozumienia momentach. Zabieg prosty, skuteczny, ale czy właściwy? Pytanie jakie śmignęło mi przez głowę to czy ten film rzeczywiście kończy się tak tajemniczo, czy zwyczajnie ma niedociągnięcia (brak pomysłu na fabularne wkręcenie widza?), które przy tak skomplikowanym skrypcie widz bierze za kolejne łamigłówki..? Zapewne kolejne podejście do Incepcji, już bardziej na chłodno, w jakimś stopniu rozwieje wątpliwości lub (czego się obawiam) może przynieść lekkie rozczarowanie (podobnie jak w Mrocznym Rycerzu, dalej będzie to film stanowiący doskonałą rozrywkę, ale zgrzyty w scenariuszu będą o wiele bardziej widoczne przez co pojawi się więcej pytań niż odpowiedzi).
Wg mnie Incepcja nie jest arcydziełem, choć w pierwszej chwili po obejrzeniu filmu nic bardziej sensownego do głowy nie przychodzi. W końcu 2 godziny zaskakującego, innowacyjnego scenariusza i doskonałych efektów specjalnych robi swoje. To doskonała rozrywka, przy której ocena tradycyjnych blockbusterów spada minimum o 2 oczka. Nie ma się co czarować, poprzeczka dla kina popcornowego została wysoko zawieszona i podejrzewam, że długo, długo nikt jej nie przeskoczy. Końcówka filmu wg mnie lekko niedopracowana, ale to moje czysto subiektywne wrażenie, mogę się mylić (jestem w mniejszości, wszyscy się zachwycają). Poza tym to ostatnie ujęcie (wcale nie tak zaskakujące), które kończy film w tak idealnym momencie... Chyba każdy uśmiechnął się pod nosem :) Trzeba zobaczyć, polecam.
::::::::::::::::: 9/10 :::::::::::::::::
a ja wciąż myślę jak napisać swoją recenzję haha :D
OdpowiedzUsuńale z Twoją całkowicie się zgadzam, chociaż jak dla mnie to zaskoczenie było świetne :P nie wiem co Ci w nim nie pasuje? :) ale to Twoje pytanie "był czy nie był" :D bo może znasz odpowiedź a ja nie :P
no nareszcie ;)
OdpowiedzUsuńdobry film i powrót do formy ;P czytam z wielką przyjemnością tym bardziej, ze wybieram się także na film. Niegodnam jednak pisać swojej recenzji.. ;D
Ok naskrobię swoje zdanie jak już obejrzę.
długo czekałem na tę recenzję, maxcine :)
OdpowiedzUsuń"Time" to rzeczywiście mistrzostwo, ale wracając do filmu...
... to wydaje mi się, że nie doceniłeś zakończenia. Wedlug mnie to wlasnie ono nadaje rytm i jest klamrą dla tego arcydzieła (to słowo jest moim subiektywnym ocenieniem filmu :) ), ponieważ, jak dobrze wiesz (bo wiem, że wiesz ;]), arcydzieła cechuje miejsce dla widza. W "Incepcji" zakończenie właśnie nim jest. To nie luka w scenariuszu tylko świadome pozostawienie "białej kartki", żeby film zaczął żyć własnym życiem, żeby mógł zyskać wiele interpretacji.
"Incepcja" przywróciła mi świeżość w postrzeganiu kina, chyba potrzebowałem tak wspaniałego obrazu, by napisać recenzję z pasją i ponownie uwierzyć, że kino to najwspanialsza ze sztuk.
A tak już na zakończenie, to radzę zajrzeć na www.traileraddict.com, gdzie kiedyś oglądałem jakieś "making of", w którym pokazywali sekret tej sceny w korytarzu (po prostu zbudowali korytarz, oparli na szkielecie gigantycznym i przesuwali, potem podrasowali cyfrowymi efektami i oto mamy kapitalną scenę wbijającą w fotel). Pozdrawiam :)
Również się zastanawiam jak oni nakręcili wszystkie sceny pozbawione grawitacji. Prawdziwa magia kina, dawno żaden efekt mnie tak nie zaciekawił, zachwycił i zadziwił.
OdpowiedzUsuńCo do ewentualnych nielogiczności to ich chyba jednak nie ma. Po seansie miałem sporo pytań i wydawało mi się, że niektóre rzeczy jednak nie do końca do siebie pasują, ale jeśli przejrzy się największe tematy na filmwebie, wyjaśniające te najbardziej zagadkowe kwestie z filmu, okazuje się, że wszystko jednak ma tu sens i nie mam mowy o żadnych potknięciach.
SPOILERY SPOILERY SPOILERY!!
A co do samego zbyt szybkiego zakończenia, to również miałem takie wrażenie po seansie ale teraz uważam, że był to świetny, celowy zabieg, mający spowodować byśmy poczuli się tak samo jak Cobb, wybudzający się ze snu. Zabieg przez który nie bylibyśmy pewni, czy to co widzimy to jeszcze sen czy już może rzeczywistość.
I jeszcze co do bączka to na początku wydawało mi się, że to jednak był sen, ale im dłużej nad tym myślę, to chyba jednak to już nie był sen. Choć klimatycznie pesymistyczna końcówka bardziej by pasowała do pierwszych, dość ponurych dwóch godzin seansu.
Pozdrawiam.
Alek
OdpowiedzUsuńMi jednak zakończenie "Wyspy tajemnic" podobało mi się ciut bardziej, bo było pozbawione wspomnianej przez Ciebie "białej kartki" (albo była o wiele lepiej ukryta). W Incepcji to urwane ujęcie (to z Saito i Cobb nie daje mi spokoju) przy całej skomplikowanej, ale ładnie opowiedzianej historii po prostu wyje. Widać, że to świadomy manewr, ale całe to niedopowiedzenie jest... troche tak na siłę (przynajmniej takie na tą chwile mam wrażenie).
Co do momentów pozbawionych grawitacji, czekam na DVD wypełnione po przegi dodatkami :) W filmie był jeden moment w których kamera przez kilanaście (albo kilkadziesiąt) sekund cofała się, a tych dwóch typków biło się skacząc ze ściany na sufit, z sufitu podłogę, z podłogi na ścianę (i tak kilka razy). Z reguły w takich ujęciach widać, że korzystano z lin, albo z pomocy komputera (cyfrowi dublerzy), a tu nic.. po prostu kosmos :P
milczący
!!!SPOILERY!!!
Nie napisalem, że film cierpi na nielogiczności (bo wszystko jest w miarę klarowne), tylko że finał polega na pominięciu jednego, dwóch momentów, które mógłyby w dużej mierze wyjaśnić zagadkę ostatniej sceny. (Z tym "niedociągnięciem" o którym wspomniałem to nie wiedziałem jak to ubrać w słowa :).
A co do końcówki czyli ostatnich sekund z kręcącym się bączkiem... nie można pokazać czegoś co się nigdy skończy - więc to był sen :P (taka mocno uproszczona teoria, poza tym Cobba nie interesowało czy sie przewróci czy nie. Gdyby był w rzeczywistości to pewnie chciałby miec pewność..). "Czarny ekran" w momencie zachwiania się bączka to już taka soczysta wisienka na torcie :)
Pozdrawiam :)
Że tak powiem wszystko zależy od widza. Takie zabiegi jednym się podobają, innym nie :) To takie pewne "detale" (choć te są dość duże i istotne) które mogą się nie podobać.
OdpowiedzUsuńDla mnie film ma wszystko co mieć powinien - tak go odebrałem. Świadom wielkich słów odczekałem od piątku dwa dni na ochłonięcie - ale z każdym dniem tylko coraz pewniejszy byłem swoich słów po wyjściu z kina "Tak. To ten film" :)
Pozdrawiam, mistrzu!
A ja uważam, że każda opinia wytykająca ewentualne błędy, to zwykłe czepialstwo - typowe dla naszego narodu i jego specyfiki. Ja się w takie gierki nie bawię, pasuje i wolę się nie wypowiadać. Jestem dokładnie po stronie tych, którym zakończenie, jak najbardziej się podobało, niczego bym nie zmieniała, nie miałabym nawet śmiałości, proponować jakiś innych rozwiązań, daleko mi do Nolana i jego kunsztu. A to, czy Incepcja jest arcydziełem, czy nie - to już kwestia własnego sumienia, każdego kto film widział. Skoro jednak piszesz o innowacyjności, doskonałości, wbijaniu w fotel itp., to odpowiedź nasuwa się sama, choć jak rozumiem, ostatecznie oceniasz inaczej, co szanuję. I również jestem ogromną fanką sceny na gzymsie - bardzo się cieszę, że o tym wspomniałeś - mnie to nie tylko chwyciło za serducho, ale faktyczne łzy napłynęły mi do oczu, a Leonardo pokazuje najlepszej jakości umiejętności aktorskie! Co więcej mogę dodać, gdy już wszystko zostało powiedziane, może to, że - straci ten, kto Incepcji nie zobaczy na dużym ekranie, oj straci, straci :) Pozdrawiam serdecznie ;]
OdpowiedzUsuńEj, nie czepiam się dla samego czepiania, nie mam tego zakorzenionego w genach :P.
OdpowiedzUsuńTaki "ciach" przy tak skomplikowanej intrydze, ogólnie pozbawionej tego typu zabiegów, trochę jednak wyje (takie mam wrażenie). Kupuje to co napisał Milczący, że prawdopodobnie chodziło o zdezorientowanie widza, aby przez chwilę poczuł się jak bohaterowie po wybudzeniu ze snu. Niemniej mam mały (malutki, minimalny, tyci tyci) głód :) którego nie miałem np przy wspomnianej "Wyspie tajemnic".
Chyba jak wszyscy cały czas wracam myślami do wielu scen (nie tylko zakończenia), czytam wszelakie opinie na portalach i co rusz odkrywam kolejne detale których w ogóle nie zauważyłem. Różnorodność, ilość i ogólnie to czego niektórzy dopatrują się w tym filmie jest wręcz niesamowite. Już dla samych (cudzych) interpretacji warto ten film obejrzeć.
Jeżeli chodzi o najwyższą ocene - z ewentualną zmianą poczekam do kolejnego seansu :)
Pozdrawiam :)
Idź do kina po raz drugi, nasycisz się w pełni ;)
OdpowiedzUsuńczekałem z przeczytaniem Twojej recenzji, aż nie obejrzałem filmu i nie napisałem swojej, bo nie chciałem zaburzyć sobie osądu ;)
OdpowiedzUsuńOsobiście byłem zachwycony. Mimo śledzenia wielu poziomów snu na raz, nie można się pogubic. Mi zakończenie bardzo przypadło do gustu, bo jest odpowiednie praktycznie dla każdego, to Ty decydujesz jak ten film się kończy. Nie wiem czy tylko ja to zauważyłem, ale pierwsza scena akcji w pierwszym śnie Fischera klimatem bardzo kojarzyła mi się z "Gorączką" (może nie licząc tego, że na ulicę wjechał pociąg :P). Mimo wysokiego poziomu również uważam ocenę za słuszną, nie musisz mieć wyrzutów sumienia :). Pozdrawiam
Zgadzam się ogólnie z Tobą, tylko do jednej rzeczy się odniosę: (możliwe spoilery)
OdpowiedzUsuńale niestety ta niepewność nie wynika z całej 2 godzinnej fabuły, a z samej końcówki, która została zwyczajnie pocięta w najbardziej potrzebnych do zrozumienia momentach. Zabieg prosty, skuteczny, ale czy właściwy?
Moim zdaniem właściwy, bo sprawia, że przeciętny widz zaczyna kombinować. Gdyby końcówka była normalna, wszystko w pełni w niej pokazane, ja bym stwierdził - 'spoko, aha, no tak to się musiało skończyć'. A tak zacząłem kombinować - a może on się nie obudził. A może to nie był jego sen. A może jednak się obudził. A może on cały czas spał. Interpretacji tego filmu może być kilka właśnie dzięki takiemu, a nie innemu zakończeniu. O tym która jest tą właściwą decydują pewnie detale (głównie chyba totemy, bo jakby nie patrzeć, to co było totemem Cobba jasno i wyraźnie powiedziane nie było), których przy tylko jednym obejrzeniu ja nie wychwyciłem.
Pozdro,
Pawcio
SPOILERY: Teraz bardziej skłaniam się do następującej teorii: Nolan przez 95% filmu wszystko ładnie tłumaczył, zaś na samym końcu zwyczajnie zrobił to o czym jest film - Incepcje. Przewidywalne cięcia, szczególnie to z bączkiem (jak się kręcił to widziałem, że obraz zaraz się urwie) spowodowały automatyczne zaszczepienie myśli: "to wszystko był sen". Natomiast poszczególne detale (np. cała sekwencja wybudzenia) dodają smaczku, bo sieją ziarno niepewności.
OdpowiedzUsuńZapewne po ponownym seansie pojawi się nowa teoria :P
tutaj: http://i-online.pl/140-incepcja_2010_napisy
OdpowiedzUsuńniestety IE i opera nie radzi sobie z nim
dlatego trzeba zainstalować firefoxa/
pozdraiwam
Tak zmanipulowanym przez reżysera nie poczułem się nigdy.... widziałem wiele filmów, dobrych i złych ale tu na końcu poczułem jak bym się nabrał na najprostszą sztuczkę iluzjonisty, bo kto w momencie zakończenia filmu nie miał pierwszej myśli "to tylko sen?" Nolan bez usypiania nas nawet przez chwilę zaszczepił nam właśnie tą myśl aby w nas rosła i nie dawała spokoju, mi osobiście nie daje, niczego nie możemy być pewni czy to był sen czy też nie, reszta pozostaje już tylko w naszej wyobraźni......
OdpowiedzUsuńGenialny film, muzyka, zdjęcia, i przede wszystkim fabuła.
powiem tak ostatnia scena to ostateczna rzeczywistość ( jeżeli takowa była w filmie:P)
OdpowiedzUsuńpo czym można mieć całkowita pewność? obrączka jest tylko we śnie w realu jej nigdy nie ma. Dodam ze tylko w Polsce nosi się na prawej:). lewa ręka jest widoczna podczas podawania paszportu do kontroli. Możecie przeklatkować sami ale po co? zrobiłem to za was:P (dodam ze może to być błąd przy produkcji ale tego już nie jestem tak pewien) problem rozwiązany albo to tylko sen:P pozdrawiam:P film bomba jak dla mnie:P
Chciałbym dodać tylko opinię co do wydania Blu ray, niestety ale kicha> Blu Ray ogląda się świetnie w domu na dużym telewizorze z dobrym DTS na pełnym ekranie ( tak jak np. Avatara)ale Incepcja na płycie nagrana jest w wersji kinowej (czarne pasy na górze i u dołu ekranu )powoduje to że nie czuć tego wspaniałego efektu jakie daje Blu Ray oglądając np. Avatara czy Transformersów 2 .
OdpowiedzUsuń